Czy autorce udało powtórzyć się swoje osiągnięcie? Według mnie jak najbardziej.
Fabuła jest równie dobrze rozbudowana, co w poprzedniej części. Wszystkie wydarzenia są uporządkowane, o wielu kwestiach dowiadujemy się pod koniec książki. Pani Carriger posiada pewien talent do splatania intrygi. Czytelnik nie jest w stanie przewidzieć, co za chwilę może się wydarzyć, na każdym kroku jesteśmy zaskakiwani. Osobiście zostałam dotknięta przekleństwem pod postacią bardzo wybujałej wyobraźni. Zawsze, gdy czytam jakąkolwiek książkę, w mojej głowie pojawiają się tysiące różnych scenariuszy, często niestety tych właściwych. W „Bezzmiennej” nie miałam takiego problemu, musiałam wręcz się powstrzymywać, by nie podpatrzeć na ostatnich stronach, kto jest wrogiem.
W przeciwieństwie do „Bezdusznej”, tym razem akcja nie rozwija się powoli, lecz natychmiast rusza pełną parą. Napięcie rośnie, a zagadek i tajemnic nam nie ubywa, co mogłoby czasem wywoływać irytację, ale wrodzona ciekawość nie pozwala nam przestać czytać. W końcu finał, poznajemy prawdę, a puzzle układają się w całość. Jednak autorka nie pozwala nam tym razem odejść z lekkim sercem. Zakończenie wywołało we mnie całkowity szok. Niektóre strony musiałam przeczytać po kilka razy, a gdy umysł pojął: “Tak, to naprawdę nie jest żart ani halucynacja” – wpadłam we wściekłość. Chciałam coś zniszczyć, na szczęście laptop był poza zasięgiem. Pierwszą zaś niedestrukcyjną myślą było: ”Dawać mi tu następny tom!!!” Na szczęście swoje i osób w moim pobliżu, zwróciłam uwagę na tę serię niedługo przed wydaniem tomu trzeciego – „Bezgrzesznej”. Ogromnym fartem posiadałam w owej chwili to dzieło na swojej półeczce. Niemniej współczuje tym, którzy zabrali się za „Bezzmienną” wcześniej. W tej części autorka zdecydowanie postanowiła zagrać na emocjach czytelników niczym wirtuoz, dodam, że z powodzeniem.
Jako główną bohaterkę po raz kolejny mamy okazję spotkać Alexię. Jednak tym razem jest ona już lady Woolsey. Po kilku miesiącach praktyki, radzi sobie znakomicie w roli alfy watahy, na swój pragmatyczny sposób, oczywiście. Ale czego oczekiwać po osobie nie posiadającej duszy? Przez całą lekturę mamy okazję zachwycać się jej bezpośredniością i kąśliwym językiem. Smaczku dodaje fakt, że Alexia tym razem wybiera się w podróż i to z obstawą. Jest nią nieznośna siostra, polująca na męża. A także panna Hisselpenny, która właśnie znalazła przyszłego męża. Nie można zapomnieć o panu Tunstellu, który chciałby być mężem jednej z wcześniej wymienionych pań. No i w końcu madame Lefoux, która o dziwo, nie szuka męża.
Ciężkie jest życie mężatki…
W „Bezzmiennej” poznajemy także bliżej historię hrabiego Conalla Maccona. Głównodowodzącego BUR-u. Otóż właśnie w pościgu za nim Alexia postanawia polecieć sterowcem do barbarzyńskiej Szkocji. Tam, na miejscu, poznajemy jego starą watahę i alfę, z którą Alexia szybko nawiązuje nić sympatii, ku niezadowoleniu swego męża. Postać Conalla niewiele się zmieniła. Nadal jest wspaniale zarysowana i ku mojej wielkiej uciesze, nie została zniszczona. W wielu książkach, autor, chcąc by jego bohater się rozwijał, tylko pogarsza sprawę. Staje się on nierzeczywisty i sprzeczny z naszym początkowym wyobrażeniem o nim. Według mnie postać Conalla była, jest i, mam szczerą nadzieję, że pozostanie, najbardziej rzeczywistą osobowością w „Protektoracie parasola”.
Okładka, która notabene została zachowana w oryginale, przyciąga wzrok. Tło zostało utrzymane w szarościach. Ze sterowcem i Big Benem z tyłu, na pierwszym planie wyróżnia się kobieta, ubrana w niebieską suknię, z goglami na kapeluszu, oraz autor i tytuł. Z samego obrazka można niemal wyczuć ten wiktoriański klimat. Czasami, gdy jedziemy autobusem, tramwajem czy pociągiem, albo siedzimy w kawiarni, galerii lub parku i nie mamy nic do roboty, nie weźmiemy ze sobą książki tylko dlatego, że wstydzimy się okładki. „Bezzmienna” jest książką bardzo dobrze prezentującą się, zarówno w naszych rękach jak i na półce.
Uważam, że drugi tom nie tylko dotrzymał kroku poprzednikowi, ale wręcz go przerósł. Niestety nie ma rzeczy idealnych. Natrafiłam w książce na kilka błędów. Niektóre są nieznaczne, inne zaś rażące. W pewnym momencie pani Carriger zapomina o nadludzkości Alexi i nic się nie dzieje, gdy dotyka Conalla przebywającego pod postacią wilka, albo gdy lekko uchyla zablokowane drzwi, a w następnym momencie klęczy pośrodku pomieszczenia. Było też kilka literówek, ale nie oszukujmy się – istnieje książka, w której ich nie ma? Nie należy się jednak zrażać, gdyż to dzieło posiada dużo więcej zalet niż wad. Obawiam się jednak czy kończąc w ten sposób, Gail Carriger nie wykopała sobie sama grobu. Ruchu, jaki wykonała autorka, nie spodziewałam się już w drugim tomie tak długiej serii (no dobra, nie oszukujmy się, w ogóle się go nie spodziewałam). Po tym zabiegu, utrzymanie poziomu dalszych części, wymagać będzie od autorki dużej pomysłowości i kreatywności, inaczej wszystko wyjdzie sztuczne i naciągane. Pozostaję jednak pełna nadziei w możliwości tej wspaniałej pisarki i wierzę, że wybrnie z zaistniałej sytuacji.
Data premiery: 15. maja 2024 Wydawnictwo: Znak Horyzont (więcej…)
Data premiery: 15. maja 2024 Wydawnictwo: Galeria Książki (więcej…)
Data premiery: 15. maja 2024 Wydawnictwo: Mięta (więcej…)
Data premiery: 15. maja 2024 Wydawnictwo: Fabryka Słów (więcej…)
Mamy dla Was fragment książki "Kłamca. Zbiorowa tricksteria" Jakuba Ćwieka. Miała być apokalipsa. I co?…
Data premiery: 26. kwietnia 2024 Wydawnictwo: MAG (więcej…)