Później było już tylko lepiej, ponieważ od razu przekartkowałam książkę do miejsca, gdzie rozpoczynała się historia pt.: Jak markiz odzyskał swój płaszcz, Neila Gaimana. Ci, którzy zdążyli przeczytać już moją pełną zachwytów recenzję chociażby Drażliwych tematów, wiedzą, że jestem fanką Gaimana i pochłonęłabym każdy jego twór. A co dopiero, kiedy mowa o Markizie de Carabas z książki Nigdziebądź! Być może, gdybym miała trochę więcej cierpliwości, przeczytałabym opowiadania w takiej kolejności, w jakiej zostały w Łotrzykach ułożone, i mój zapał oraz ekscytacja tą książką trochę by osłabły. Nie jestem jednak osobą szczycącą się wielkimi pokładami cierpliwości (jeśli jakimikolwiek w ogóle), więc zaczęłam swoją przygodę ze zbiorem, prawie że od końca.
Moje szczęście, bo zaczęłam od tego, co w Łotrzykach najciekawsze.
Pierwsze historie, takie jak Czasy są ciężkie dla wszystkich Joe Abercrobiego, która otwiera Łotrzyków, czy Gospoda siedmiu błogosławieństw Matthew Hughesa, nie wciągnęły mnie ani o gram. Mało tego! Wynudziłam się przy nich okropnie. Tylko żelazna wola i ośli upór mnie przy nich przytrzymały, ponieważ obiecałam sobie, że poznam każde z opowiadań od deski do deski. Nie lepiej było także podczas lektury Książę Łotrzyka albo królewskiego brata George’a R.R. Martina. Chociaż historia ciekawa, wnosząca coś do uniwersum Gry o tron, nie zaabsorbowała ani nie zaciekawiła mnie tak, jak powinna.
Inna sytuacja miała się z Profesją Gillian Flynn, Tawny Petticoats Michaela Swanswicka czy Rokiem i dniem w starym Theradanie Scotta Lyncha, które bardzo miło mnie zaskoczyły, kiedy zbyt wiele się po nich właśnie nie spodziewałam. Szczególną niespodzianką była dla mnie Flynn, o której wcześniej ani razu nie słyszałam, czy Scott Lynch. Rok i dzień… to nie tylko historia wciągająca, ale także całkiem zabawna. Opowiada o grupie złodziei na „emeryturze”, którzy obiecali, że w zamian za ochronę miasta, gdzie postanowili zamieszkać, nie będą więcej łamać prawa. Jak to jednak często bywa, trudno jest dotrzymać tak niemożliwych obietnic. Grupa łotrzyków pakuje się więc w sytuację bez wyjścia, za to z ogromnym oknem – będącym jednocześnie też powrotem do wcześniejszej profesji.
Jak pisał Martin w swoim wstępie, łotrzyków można spotkać wszędzie – od powieści obyczajowej po science fiction. Muszę jednak przyznać, że trochę się zdziwiłam, czytając zajmujące Diamenty z Tequili Waltera Jona Williamsa, w których nie znajdziecie ni grama fantastyki. Podobnie również z wcześniej wspomnianą Profesją. Kiedy Williams postanowił za miejsce akcji uczynić plan filmowy, a główny wątek zabójstwo, nawet nie podejrzewałam, że ta historia stanie się tak interesująca. A tam, gdzie Diamenty… były ciekawe i wciągające, Profesja ze strony na stronę stawała się coraz bardziej pokręcona, zaskakująca i mroczna. Gdybym jednak miała z całego zbioru wytypować najbardziej oryginalne opowiadanie, mój wybór padłby na Dzisiejszy seans Connie Willis. Wnioskując z wcześniej przeczytanych historii, myślałam, że czeka mnie kolejna przejażdżka na rollercosterze, kiedy nie mam pojęcia, gdzie dół, a gdzie jest góra. Jak się jednak okazało Williams postanowiła trochę wyłamać się z narzuconego schematu przez wcześniejszych autorów i zabrała mnie na karuzelę. Autorka napisała bowiem ni to obyczajową, ni romantyczną historię z całkiem miło przeze mnie przywitanym wątkiem szpiegowskim. Opowiadanie jest o młodej studentce, która kocha oglądać filmy. Jeszcze bardziej lubiła oglądać je w towarzystwie swojego chłopaka–łobuza, ale ten jakiś czas temu zniknął. A pisząc zniknął, mam na myśli, że wypisał się z uczelni, wymeldował z akademika, z nikim się nie żegnając, a potem odszedł bez słowa. Jak się jednak okazuje, historia ta ma drugie dno, a czytelnicy będą mogli je poznać, kiedy wszyscy bohaterowie pójdą do kina… i odkryją niemały spisek.
Dobrze, jednak dobrze – przejdźmy do najciekawszej części tego zbioru opowiadań, a są nim dwie historie. Wcześniej wspomniany przeze mnie Neil Gaiman z opowiadaniem Jak markiz odzyskał swój płaszcz z uniwersum Nigdziebądź oraz Drzewo błyskawic, popełnione przez Patricka Rothfussa i mające miejsce w świecie znanym nam z powieści „Imię wiatru”. Historię Gaimana oczywiście z miejsca pokochałam. Było zabawnie, dziwnie, trochę mrocznie i oczywiście magicznie, czyli tak, jak to tylko Gaiman potrafi. Poza tym możliwość powrotu do Londynu Pod było swojego rodzaju osobnym prezentem, który niezmiernie mnie ucieszył. Jeśli zaś chodzi o Drzewo błyskawic, to musielibyście zobaczyć moją reakcję, żeby zrozumieć, jak bardzo ucieszyłam się na to opowiadanie. Imię wiatru to jedna z moich ulubionych książek fantastycznych, jedna z lepszych, jakie przeczytałam w całym moim życiu. Niestety po Strachu mędrca, drugiej części tej trylogii, Patrick Rothfuss wciąż nie napisał ostatniej części. Części, na którą bardzo niecierpliwie czekam. I wtem, w tym oto zbiorze opowiadań, pojawiła się historia o jednej z ciekawszych postaci, jaką jest Bast. Pozornie chłopiec na posyłki, tajemniczy bohater okazuje się kimś o wiele, wiele więcej. Drzewo błyskawic to – nawet z tak dobrą konkurencją, jaką jest Jak markiz… – moje ulubione opowiadanie w Łotrzykach. Ciekawie napisane, genialnie skonstruowane, zaskakujące i pozwalające czytelnikowi choć na moment wrócić do uniwersum Imienia wiatru. Czyż mogłabym wymagać więcej?
Jak więc mogliście zauważyć, w Łotrzykach zawarto skrajnie różne opowiadania pod względem jakościowym. Czy więc warto po ten zbiór opowiadań sięgnąć? To całkiem ważne pytanie, kiedy mowa o porządnym, ciężkim, prawie tysiąc stronicowym tomisku. Pomimo faktu, że przy niektórych historiach oczy same mi się zamykały, a żałosne westchnięcie jakoś tak niekontrolowanie uciekało, wciąż jestem gotowa Wam tę książkę polecić. O nieciekawych opowiadaniach szybko zapomnicie, a uwierzcie mi na słowo!, do tych zapadających w pamięć nie raz powrócicie. Poza tym, rzadko nadarza się okazja, aby za jednym razem poznać tyle nieznanych, ciekawych nazwisk. Może Łotrzyki to droga do następnych fascynujących i wciągających światów? Byle tylko nie były tak niecne i niegodziwe, jak niektórzy bohaterowie w tej antologii.
George R.R. Martin & Gardner Dozois
tytuł: Łotrzyki
tłumaczenie: Jakuszewski Michał, Kuś Piotr, Szczepańska Joanna
tytuł oryginału: Rogues
data wydania: 16 listopada 2015
ISBN: 9788377857779
liczba stron: 998
kategoria: fantastyka, fantasy, science fiction
język: polski
Data premiery: 15. maja 2024 Wydawnictwo: Galeria Książki (więcej…)
Data premiery: 15. maja 2024 Wydawnictwo: Mięta (więcej…)
Data premiery: 15. maja 2024 Wydawnictwo: Fabryka Słów (więcej…)
Mamy dla Was fragment książki "Kłamca. Zbiorowa tricksteria" Jakuba Ćwieka. Miała być apokalipsa. I co?…
Data premiery: 26. kwietnia 2024 Wydawnictwo: MAG (więcej…)
Data wydania: 24. kwietnia 2024 Wydawnictwo: StoryLight (Insignis) (więcej…)