Recenzje

Recenzja: „W przeklętą godzinę” – Adam Faber

„W przeklętą godzinę” autorstwa Adama Fabera to finałowy tom cyklu noszącego tytuł „Saga Rodu Bies”. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa We Need YA.

Żaden dobry uczynek nie pozostaje bez kary, jak pisał mistrz horroru, i o prawdziwości tego zdania szybko przekonuje się Draga. Drobna przysługa wyświadczona babci Agrei ściąga kłopoty nie tylko na dziewczynę, ale na całą rodzinę Bies. Jakby tego było mało, ktoś morduje czarownice, w okolicy szaleją podejrzane strzygi, a każdy z domowników musi zmagać się z prywatnymi problemami. Brzmi jak codzienność magicznej rodziny, jednak tym razem sytuacja jest o wiele poważniejsza, przeciwnik zaś jest silniejszy niż kiedykolwiek wcześniej.

„W przeklętą godzinę” to skierowane głównie do młodzieży fantasy osadzone w świecie Jaaru. Adam Faber już niejednokrotnie zabierał swoich Czytelników do tej krainy, a pozytywny odbiór tych historii sprawił, że możemy do niej powracać. Trzeci tom cyklu zaś to podsumowanie i ostateczna rozprawa z wrogiem, którego tajemnica wpleciona została w poprzednie części – „Raz wiedźmie śmierć” oraz „Wilk z lasu”.

Od bolesnej straty, jakiej doświadczyła rodzina Bies, minął już ponad rok. Każdy z magicznych na swój sposób radził sobie z żałobą i, choć ból nie zmalał, ich życia po woli ruszają do przodu. Pojawiają się zmiany, niektóre całkowicie przewidywalne, inne natomiast będące zupełnym zaskoczeniem. Zarówno dla bohaterów, jak również Czytelników.

Główną osią fabuła, na której opiera się „W przeklętą godzinę” jest tajemnicze lustro stojące w rezydencji Biesów. Już w poprzednich tomach autor sugerował, że wiąże się z nim mroczna tajemnica, ale dopiero w trzecim tomie postanowił ujawnić jaka. Muszę powiedzieć, iż był to ciekawy pomysł, w moim odczuciu w pewnym stopniu inspirowany Kubą Rozpruwaczem w wersji dla czarodziejów.

Tym, czego nie można odmówić powieściom Adama Fabera, z pewnością jest dynamizm prezentowanych zdarzeń. Autor lubi trzymać swoich odbiorców w napięciu, nie pozostawiając zbyt wielu chwil na rozluźnienie. „W przeklętą godzinę” nie jest pod tym względem wyjątkiem i już od pierwszych stron rzuceni jesteśmy na głęboką wodę magicznej akcji. Przyznaję, że tempo zmieniających się wydarzeń oraz wyzwań stawianych bohaterom momentami zdawało mi się zbyt szybkie, jednak tym, co najbardziej kłuło mnie w oczy, był fakt, iż z każdej potyczki koniec końców wychodzili obronną ręką. Rozumiem grupę docelową powieści i konwencję, jednak taki sposób prowadzenia historii, moim zdaniem, odbiera jej nieco wiarygodności. W prawdziwym życiu nie wszystko się udaje, niezależnie od tego, jak bardzo byśmy się starali, na pewne rzeczy nie mamy wpływu.
Już od pierwszego tomu byłam fanką Agrei. Mimo wielu lat na świecie nie można o niej powiedzieć, że jest bezbronną staruszką wymagającą opieki innych. Wręcz przeciwnie, jeśli ktoś skacze na głowę w niebezpieczeństwo, będzie to właśnie ona, gotowa za wszelką cenę bronić swoich bliskich. Dodatkowo z jej postacią wiąże się spora dawka humoru, czego nie można powiedzieć o pozostałych pierwszoplanowych postaciach. Tym razem Agrea również pokazuje, co potrafi i nawet piekielnik Boruta nie jest w stanie oprzeć się jej sile.

Jednak tym, co najbardziej zaskoczyło mnie w powieści „W przeklętą godzinę” był kierunek, w jakim autor zdecydował się poprowadzić postać Sata. O ile jego zdolności magiczne podążały w wiadomą stronę i łatwo można było przewidzieć, kogo wybierze na swojego mentora, o tyle jego wybory sercowe zaskoczyły mnie kompletnie. Zwłaszcza że w dwóch poprzednich tomach nie dostaliśmy nawet cienia sugestii, iż istnieje taka możliwość. Co prawda serce nie sługa, jednak ostatnimi czasy odnoszę wrażenie, że wątki nieheteronormatywne wprowadzane są przez autorów nieco na siłę, bez większej refleksji nad tematem. Nie jestem im przeciwna, każdy ma prawo również w książkowych postaciach odnaleźć kogoś, z kim może się identyfikować, jednak wolałabym, by wynikały z konsekwentnego kreowania bohatera, niż wyskakiwały nagle niczym zając z zarośli.

„W przeklętą godzinę” stanowi trzymający klimat poprzednich odsłon finał przygód rodu Bies. Według mnie furtka pozostaje otwarta na dalsze historie tej nietuzinkowej rodziny, a najbardziej ucieszyłby mnie opowieści o perypetiach Agrei – z pewnością miałaby wiele do pokazania. Książka nie ustrzegła się pewnych minusów, jednakże całość wypada pozytywnie, i jeśli tylko polubiliście „Raz wiedźmie śmierć” oraz „Wilka z lasu”, z pewnością będziecie zadowoleni lektury.

Autor: Adam Faber
Seria: Saga Rodu Bies
Data premiery: 2023-02-08
Liczba stron: 344
Oprawa: Twarda
ISBN: 9788367551403

WereWolf

Zły Wilk

Recent Posts

Zapowiedź: Wakacje pełne magii – Katarzyna Wierzbicka

Data premiery: 15. maja 2024 Wydawnictwo: Mięta (więcej…)

1 dzień ago

Zapowiedź: Antykwariat pod Salamandrą – Adam Przechrzta

Data premiery: 15. maja 2024 Wydawnictwo: Fabryka Słów (więcej…)

4 dni ago

Fragment: Kłamca. Zbiorowa tricksteria – Jakub Ćwiek

Mamy dla Was fragment książki "Kłamca. Zbiorowa tricksteria" Jakuba Ćwieka. Miała być apokalipsa. I co?…

5 dni ago

Zapowiedź: Diabeł zabierze Was do domu – Gabino Iglesias

Data premiery: 26. kwietnia 2024 Wydawnictwo: MAG (więcej…)

7 dni ago

Zapowiedź: W tych szacownych murach – Olivie Blake, M.L. Rio i inni

Data wydania: 24. kwietnia 2024 Wydawnictwo: StoryLight (Insignis) (więcej…)

1 tydzień ago

Zapowiedź: Pomruki burzy – Robert Jordan, Brandon Sanderson

Data premiery: 23. kwietnia 2024 Wydawnictwo: Zysk i S-ka (więcej…)

1 tydzień ago