I może to dobrze, bo przeżyłam miłe zaskoczenie. Poziom książki różni się zacznie od poziomu tomu pierwszego – powieść jest zwyczajnie lepsza.
Jednak nie polecam zaczynania lektury od drugiego tomu – bez znajomości pierwszego wielu rzeczy się nie zrozumie, jak to zwykle z kontynuacjami bywa.
O tym, że świat na językach stoi – i to całkiem dosłownie – dowiedziałam się już z pierwszego tomu. Czary – to odpowiednia znajomość któregoś z magicznych języków, a ten, kto takim językiem włada, jest magiem. Niestety, zdarzają się też kakografowie – czyli ci, którzy swoim dotykiem psują język magiczny.
Taką osobą jest Nikodemus – niedoszły mag, zbieg z Akademii w Starhaven. Znany językowy psuja, uznany przez wielu za największe zagrożenie świata, za tego, który doprowadzi do zagłady, czyli za Nawałnika Burzowego, niszczącego wszystko i wszystkich, zabijającego samym swoim dotykiem. To dlatego, że zna prajęzyk, a pewien demon o imieniu Tajfon ukradł mu zdolność poprawnego pisania, a więc i poprawnego czarowania. Umieścił ją w szmaragdzie-amulecie i wykorzystuje do własnych, niecnych celów.
Od przygód opisanych w tomie pierwszym minęło już 10 lat. Nikodemus uciekł z pod władzy magów, przeżył, okrzepł i walczy z demonem o odzyskanie amuletu, bo bez niego czuje się niepełny. Ale nie powiedziałabym, żeby on sam zbytnio się zmienił, przynajmniej na początku książki. Dalej zachowuje się jak rozpuszczony smarkacz – niby można go trochę usprawiedliwić ciężkimi przeżyciami, ale naprawdę tylko trochę. Nieważne, co mu mówią inni, on swoje wie i już. W dodatku jest też dość naiwny i niektóre jego zachowania wołają wręcz o pomstę do nieba. Szczególnie ufność w stosunku do kobiet, choć trzeba przyznać, że często ma się zaufanie do płci przeciwnej, a zwłaszcza takiej, która się podoba. :-)
Na szczęście autor wprowadził kilka nowych postaci.
Wręcz urzekła mnie Francesca – jej osoba to naprawdę dobry pomysł. Uzdrowicielka, rzucona w sam środek niebezpieczeństw. Bez jej komentarzy, przekomarzań oraz zachowań książka byłaby o wiele słabsza, a i oprócz tego jest ona postacią dość tajemniczą. Inaczej jest z Cyrusem – wielkich tajemnic nie ukrywa, ale dodaje całej książce smaczku; ten trzeci jest zawsze pożądany…
Oczywiście, postaci jest o wiele więcej, a w miarę rozwoju akcji dowiadujemy się o nich ciągle interesujących rzeczy. Bez nowych magów, hierofantów, kanonistów, likantropów nie byłoby tak ciekawie, a przecież starzy bohaterowie też mają coś do powiedzenia. Deidre i jej bogini Boan, Tajfon, koboldy – wszyscy tu coś wprowadzają od siebie, sprawiając, że książka staje się ciekawsza i ciekawsza.
Przy tym poznajemy też nowe aspekty dotyczące języka, a niektóre z nich naprawdę potrafią mocno zaskoczyć.
W każdym razie – akcja toczy się naprawdę szybko, może nawet za szybko, bo autor gna i gna, przeskakując z miejsca na miejsce, z osoby na osobę, nie pozwalając się nudzić. Rzecz dzieje się się już nie w murach Akademii magicznej, ale w świecie, pomiędzy ludźmi. Co prawda, jego opis nie jest za mocno rozbudowany, ale i tak jest lepiej niż w poprzednim tomie.
Mogłoby się zdawać, że znowu wszystko będzie proste, łatwe do odgadnięcia itp. itd., jak to zwykle w takich książkach bywa, ale tym razem autor się lepiej postarał i przygotował czytelnikom sporo niespodziewanych zwrotów akcji. A już zakończenie zaskoczyło mnie kompletnie – w życiu bym takiego nie przewidziała, co poczytuję za duży plus – lubię być zaskakiwana.
Rzecz jasna, jest też uczucie – jak by go miało nie być. Jest nawet rywalizacja dwóch samczyków o samiczkę, ale na szczęście nie ma rozbuchanego erotyzmu w stylu on, ona i taka pozycja. Więcej mamy flirtu, zalotów, przekomarzań, czyli tego, czym się zauroczenie przejawia.
I może również dlatego ten tom podobał mi się o wiele bardziej. Przyzwyczaiłam się nawet do wymyślnych nazw językowych i już nie musiałam za każdym razem sprawdzać, co znaczy co, ani czerwienić się na myśl o własnej nieznajomości pojęć. Zaletą powieści jest też jej objętość – lubię takie tomiszcza, które mnie nie nudzą, a których nie kończy się czytać już po pięciu minutach.
Natomiast nie podobało mi się, że jest to znowu kolejny tom o przygodach w świecie językowych czarów. Kiedy będzie następny – na razie nie wiem, a już między pierwszym i drugim spory odstęp czasu zaistniał. Wiem, wiem, książki nie pisze się z dnia na dzień, ale… ale chciałabym już być poinformowana, żeby sprawdzić co tam u Nikodemusa się dzieje. Bo naprawdę lubię znać zakończenia.
Tytuł: Czaropis tom 2
Autor: Blake Charlton
Tytuł oryginału: Spellwright
Data wydania: 20.09.2010
Format: 125mm x 195mm
Liczba stron: 608
Seria: Nowa Fantastyka
Oprawa: miękka
Data premiery: 15. maja 2024 Wydawnictwo: Albatros (więcej…)
„Klątwa Czarnoboga”, czyli pierwszy tom cyklu „Bliskie spotkania czarciego stopnia” autorstwa Adama Wyrzykowskiego, to młodzieżowe…
„Cesarzowa kości” autorstwa Andrei Stewart to drugi tom cyklu „Tonące cesarstwo”. Za książkę odpowiada wydawnictwo…
Data premiery: 22. maja 2024 Wydawnictwo: Mięta (więcej…)
Data premiery: 8. maja 2024 Wydawnictwo: Jaguar (więcej…)
Ostatnimi czasy zaliczam powrót do tytułów, które mi się niezwykle dobrze kojarzą. Z wielką przyjemnością…