Muzyka milczącego świata – recenzja

Podoba się?

Zapewne wiele osób, widząc nazwisko Patricka Rothfussa na okładce, bardzo się ucieszyło, sadząc, iż jest to kontynuacja przygód Kvothe. Niestety, muszę takie osoby zmartwić, gdyż wstępny tytuł trzeciej części „Kronik Królobójcy” to „The Doors of Stone”, a do tego nie została ona jeszcze napisana – i nie wiadomo, kiedy to nastąpi, trzeba uzbroić się w cierpliwość (aczkolwiek ptaszki ćwierkają o roku 2016). „Muzyka milczącego świata” to opowiadanie o Auri, znanej już dobrze z „Kronik…”, a prywatnie mojej ulubionej bohaterce. Książeczka dość cienka, ale kryjąca w sobie skarb w postaci Auri. I oszałamiająca. Bardzo.

Dziewczyna ta jest osobą bardzo trudną do zdefiniowania. Jest eteryczna, ulotna i tajemnicza. Odpowiada zagadkami, myśli zagadkami, a jej narracja w niczym nie przypomina banalnych wzorców. Jest to opowieść niedomówień, pominięć, a przede wszystkim przenośni i nieuchwytnych terminów, których znaczenia nie da się pojąć dosłownie, można jedynie starać się zrozumieć je w sposób mniej konkretny, a bardziej intuicyjny.

Auri jest specyficzna, zdecydowanie nie każdy ją zrozumie, ale jeśli kogoś zafascynowała w „Imieniu wiatru”, nie powinien się zawieść, bo już tam można było się domyślać, że będzie to osobistość nietypowa i trudna do zdefiniowania. Zdecydowanie też trzeba trzymać się rady autora – „Muzyka milczącego świata” jest opowiadaniem tylko i wyłącznie dla osób, które miały już styczność z tym uniwersum, które miały w swych dłoniach przynajmniej „Imię wiatru”, pozwalające choć trochę poznać świat, a przede wszystkim Auri. Jestem pewna, że bez znajomości tegoż Czytelnik nie będzie usatysfakcjonowany, ponieważ autor nie bawi się w przypominajki i objaśnienia. Dostajemy wszystko w stanie „jak jest”, bez tłumaczeń i wyjaśnień, przekazane w sposób ulotny i niesprecyzowany.

„Muzyka milczącego świata” jest książką nietypową również ze względu na fabułę, która płynie, nie dążąc do konkretnego celu. Powieści zazwyczaj mają to do siebie, że bohaterowie chcą osiągnąć jakiś konkretny cel, dążą do czegoś, chcą pokonać wroga, znaleźć skarb, dotrzeć do jakiegoś miejsca. Historia Auri jest opowieścią o paru dniach, pokazującą zdarzenia dla dziewczyny normalne, codzienne. Dla Czytelnika jednak jest to nowość, możliwość poznania Podspodzia, pociągająca za sobą konieczność dopowiadania sobie faktów. Bohaterka odczuwa wszystko inaczej, co dla wielu może być niezrozumiałe – Auri definiuje rzeczy poprzez przynależność, bądź nie, do danego miejsca. Jest skrajnie wrażliwa na równowagę, a jej spojrzenie na świat jest bardzo delikatne, nienatrętne, unikatowe.

Jeśli ktoś oczekuje, iż dowie się z tej książki czegoś o przeszłości Auri, jak trafiła do Podspodzia, co sprawiło, że stała się taka, jaka jest, zawiedzie się. To dobrze. Nie byłoby chyba nic gorszego niż obnażyć tę dziewczynę z jej tajemnic. To byłoby sprofanowanie tak idealnej postaci. Nie dowiemy się o niej wiele nowego, choć uważny Czytelnik wychwyci elementy, które mogą potem posłużyć do jej opisu. Auri jest niesamowita, jest chyba najbardziej nieziemską postacią, z jaką miałam styczność, a ta opowieść, za sprawą swojej niekonwencjonalności, idealnie do niej pasuje. Nie wchodzi się z zabłoconymi buciorami do pięknej willi – autor o tym wiedział i przedstawił całość w sposób dziwny, dla wielu zapewne niepojęty, inny, a przez to absolutnie czarujący.

Książka ta została pięknie wydana, podobnie jak seria „Kronik…”. Jest jednak pewna rzecz, która odróżnia to opowiadanie – mianowicie zawiera ono ilustracje. Nienatrętne, ładnie wkomponowane, niepokazujące zbyt wiele, ale ładnie uzupełniające wyobrażenie. Choć nie jestem fanką rysunków w książkach, te wyjątkowo dobrze pasują mi do całości.

To nie jest książka dla każdego, nie będę tu oszukiwać. I nie mam tu na myśli tylko tego, że osoby, które nie czytały „Imienia wiatru”, nie mają w niej czego szukać. Widząc oceny na portalach czytelniczych, mówię otwarcie: ta książka może Wam się nie podobać. Możecie jej nie zrozumieć, możecie stękać, dlaczego autor zdecydował się pisać takie opowiadanie, a nie kolejny tom Kvothe. Tak zapewne zareagują osoby, które są nastawione na akcję. Ale ta opowieść wymyka się regułom. Warto o tym wiedzieć, zanim się po nią sięgnie. „Muzyka milczącego świata” jest odmienna, nie zawiera elementów zwykłej literatury, a jest jednoosobową sztuką, choć grają w niej też pomieszczenia i rzeczy. Osobiście jestem zachwycona, oniemiała i już tęsknię za Auri, choć dopiero tę książkę odłożyłam. Polecam ją serdecznie, każdą kartkę i każde słowo. I mam nadzieję, że Wam również się spodoba, że oczaruje Was to tak nietypowe opowiadanie. Ponieważ nie sądzę, byście kiedykolwiek mieli okazję trzymać coś takiego w dłoniach.

Tytuł: Muzyka milczącego świata
Tytuł oryginału:
The Slow Regard of Silent Things
Autor: Patrick Rothfuss
Data wydania: 3 lutego 2015
Wydawnictwo: Rebis
Tłumaczenie: Mirosław Piotr Jabłoński
ISBN: 9788378186649
Ilość stron: 160
Cena: 25,90 zł

Z zawodu finansista, z pasji czytelnik. Redaktorka serwisu oraz moderator forum Gavran, okazjonalnie recenzentka.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze