Nieposkromieni – recenzja

Podoba się?

Jeszcze kilka lat temu moim nadrzędnym celem było przeczytanie wszystkich książek autorstwa Meg Cabot. Począwszy na przygodowych i skończywszy na takich, które zahaczały o fantastykę. Z szybkością lamparta biegałam po wszystkich filiach biblioteki, aby znaleźć coś nowego . Choć już dawno wyrosłam z tych powieści, sentyment pozostał. Do dziś jeśli tylko mogę, sięgam po nowe dzieło tejże autorki. Mam nadzieję, że inne dziewczęta, dopiero poznające powieści pani Cabot, wychowają się na książkach napisanych na tak samo dobrym poziomie, co poprzednie.

Od niedawna na półkach księgarni zauważalny jest drugi tom cyklu „Nienasyconych”. Niestety, okładka znów mnie zawiodła. Jak w przypadku poprzedniej części, mogę na niej podziwiać bezgłową kobietę, obleczoną w niecodzienny materiał. Trudno. Kierując się przysłowiem „Nie oceniaj książki po okładce”, zaglądam do środka. Treść także się nie wybroniła. Ze smutkiem muszę powiedzieć, że choć panuje powszechna moda na fantastykę, nie każdy autor potrafi się w niej odnaleźć.

Meena Harper znów wkracza do akcji. Tym razem nie na planie serialu, pisząc dialogi do odpowiednika naszej „Mody na sukces”. O nie! Teraz sama bierze się do roboty! Nie tak dawno na własnej skórze przekonała się, że wampiry istnieją naprawdę. W skutek wydarzeń poznanych przeze mnie w pierwszej części, dziewczyna postanawia wstąpić do Gwardii Palatyńskiej, której głównym celem jest likwidacja wszelkiego zła pełznącego po ziemi. Zapytacie pewnie, dlaczego ją przyjęli? Podobnie jak mi, tak teraz wam w tym momencie umyka pewien istotny szczegół. Otóż Meena ma dar. Jest medium. Potrafi powiedzieć kiedy i w jakich okolicznościach umrze dana osoba. Dodajcie do tego jeszcze prorocze sny i niebywałą intuicję, pozwalającą unikać zła. Widzicie? Przedstawiłam wam gwardzistę idealnego.

Główna bohaterka sprzecznie z celem „misji” całej firmy, stara się poprawić opinię krwiożerczych istot. Wszystko to dla ukochanego księcia ciemności, który złamał jej serce, ujawniając, że nie do końca jest człowiekiem. Meena szuka pomocy, gdzie tylko może. Opiera się na wiekowych księgach spisanych przez świętych i natarczywie apeluje o dostęp do akt zakazanych. Sądzi, że jej miłość przeminęła z wiatrem ,ale czy na pewno?

Lucien od jakiegoś czasu nie trzyma się zbyt dobrze. Mizernieje i staje się coraz słabszy. Odcina się od codziennego życia, by całe dnie pomieszkiwać w mrocznej jaskini, wręcz diabelskiej, szczerze powiedziawszy. Niczym Romeo opłakuje nieszczęśliwą miłość. Wie, że jego ukochana już wybrała i nie zmieni zdania. Nie jest pozytywnie nastawiony do jej małego „projektu”, ale w kluczowej sytuacji nie zawaha się jej wesprzeć lub wykraść z rąk śmierci. Nadchodzi bowiem inna, mroczna siła, której obydwoje będą musieli się przeciwstawić.

Jedyną postacią, która potrafiła wzbudzić we mnie coś więcej niż ciężkie westchnienie, była Mery Lou. Kobieta nie zmieniła się ani troszkę. Cały czas pozostaje zwariowaną i nieokrzesaną wampirzycą, która nie boi się wyrażać własnego zdania. Nawet jeśli może kosztować ją to życie. Posiada własną wersję świata, w którym (niestety) nie żyje tylko ona i wielce dziwi się, dlaczego ludzie nie chcą robić tego, co im każe.

Najbardziej przypadła mi do gustu końcówka. To właśnie ona wywołała we mnie ożywienie. Dopiero tutaj łapczywie przebiegałam wzrokiem po każdym słowie. Gdyby cała książka była przesiąknięta takimi emocjami i nieodkrytymi sekretami, byłabym bardzo zadowolona. Niestety trzy strony, a trzysta to olbrzymia różnica, wręcz nieporównywalna.
Punkt dla autorki, za stworzenie sobie wyśmienitej furtki, która pozwoli jej całkiem nieźle rozpocząć następny tom cyklu.

Okrutną prawdą jest to, że czytając książkę, czułam ogarniającą mnie obojętność, a każdej przerzucanej stronie towarzyszyła nuda. Może nie tyle, co po książce, a po autorce, oczekiwałam zgoła czegoś innego. Zawiodłam się. Wkraczając w świat Meeny, chciałam przeczytać powieść o odważnej kobiecie, silnie stąpającej po ziemi. Może o lekko nadłamanym serduszku, które jednak cały czas bije. Miałam ochotę na bliższe poznanie nieco dzikiego Alarica, który w głębi duszy jest małym chłopcem. Autorka, co prawda, wtrąciła pomiędzy nich uczucia, tworzące motyw miłosnego trójkątu. Jednakże nie daje nam to zbyt wiele. Teraz, przeczytawszy już lekturę, mam wrażenie, że książka nie jest dopracowana, a autorka nie wiedząc jak poprawić tę sytuację, zostawiła wszystko w pierwotnej formie.

Być może stawiam zbyt duże wymagania pani Cabot. Prawdopodobnie autorka nie czuje się zbyt dobrze w tym gatunku. Raczej nie zajrzę do następnego tomu. Nawet z czystej ciekawości. Korzystniej na tym wyjdę, jeśli wypożyczę sobie jakąś starszą powieść, ukazującą prawdziwy kunszt pisarski autorki.

Moja ocena: 3/10

Autor: Cabot Meg
Wydawca: Amber Wydawnictwo
Okładka miękka
Data premiery: 2011-10-04

Pełnoetatowa książkoholiczka i filmomaniaczka. Recenzentka - amatorka, szpanująca swoim talentem pisarskim i nie rozumiejąca, dlaczego nikt nie chce podziwiać blasku jej intelektu, który przecież razi wszystkich po oczach. Czasami o skłonnościach masochistycznych, wiecznie niewyspana. Niepoprawna romantyczka, marząca o naprawianiu świata. Ponoć mówią, że nocą staje się Nocnym Cieniem i szuka nowych, szeleszcząco - papierowych ofiar...

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze