Sukkub – recenzja

Podoba się?

Już od dłuższego czasu nie zdarzyło mi się przeczytać czegoś z literatury grozy. Jeszcze kilka lat temu wręcz pochłaniałam kolejne pozycje wydane przez Stephena Kinga czy też powieści z wczesnego okresu pisarstwa Deana R. Koontza. W pewnym momencie nastąpiła też u mnie fascynacja dziełami Clive’a Barkera, które cechuje swoisty miszmasz gatunków oraz zagłębianie się w najbardziej odrażające zakamarki ludzkiego (i mniej ludzkiego) umysłu. I właśnie do tego ostatniego autora zdarzało mi się najczęściej wracać myślami podczas lektury książki Edwarda Lee, z przykuwającym uwagę w swej prostocie tytułem – „Sukkub”. Sam pisarz przyznaje, że duży wpływ na jego twórczość mają powieści Howarda Philipsa Lovecrafta, z którym nie miałam okazji jeszcze się zetknąć, dlatego też nie jestem w stanie się, niestety, do tego stwierdzenia odnieść.

Wątpię, żeby zapałanie sympatią do głównej bohaterki powieści, Anne Slavik, przyszło wielu osobom łatwo i mimowolnie. Jest ona zapracowaną matką, a raczej przepraszam, pracoholiczką, oddającą się od czasu do czasu czynnościom związanym z wychowaniem swojej nastoletniej córki, Melanie. Obowiązek ten, w związku z tym, dość często spada na jej partnera, Martina, któremu udało się wypracować z nastolatką bardzo dobry kontakt. Istotną rolę dla fabuły odgrywają również mieszkańcy Lockwood, czyli rodzinnego miasta Anne, oraz pewien inteligentny pacjent zakładu psychiatrycznego, Eric, który jako jedyny zdobył moją przychylność.

O samej konstrukcji postaci można powiedzieć, że była konsekwentna, działania bohaterów zaś zgodne z ich rysem charakterystycznym. Są jednak od tego pewne wyjątki, gdyż w kilku scenach odniosłam wrażenie, że autor nieco przekroczył próg ludzkiej naiwności, w przynajmniej jednej zaś można mówić znowu o niedopatrzeniu z jego strony. Edward Lee, poprzez wątek leczenia psychiatrycznego, a tym samym również obserwację i analizę zachowań pacjentów, zagłębia się dość wnikliwie w aspekt psychologiczny, ale nie poświęca na niego zbyt uciążliwej dla czytelnika liczby stron. Naturalnie, każda z postaci ma swoje problemy, uczucia i rozterki, ale nie mamy tu do czynienia z bardzo drobiazgowym przedstawieniem ich historii życiowych. Poza ściśle ograniczoną liczbą osób, reszta z nich pozostaje dla nas tajemnicą i najpewniej właśnie w tym celu został zastosowany przez autora zabieg ostrożnego dozowania informacji.

Akcję „Sukkuba” rozpoczyna wątek koszmarów nocnych Anne, które na tyle istotnie wpływają na jej życie codzienne, że kobieta zwraca się o pomoc do psychiatry. Kolejnym ważnym dla fabuły momentem jest przyjazd bohaterki wraz z córką i partnerem do Lockwood na skutek pewnych problemów rodzinnych. Przyznaję, że moimi ulubionymi lokalizacjami w powieściach z dreszczykiem są małe miasteczka, gdzie wszyscy ich mieszkańcy jedynie pozornie znają się nawzajem od podszewki. Niewątpliwie Lockwood, ta senna i opustoszała mieścina, jako tło dla makabrycznych wydarzeń sprawdza się idealnie.

Kolejne, następujące po sobie zdarzenia dzieją się na tyle szybko, że czytelnik raz dwa dociera do punktu kulminacyjnego powieści, skąd akcja prze do przodu już w zawrotnym tempie. A jednak nie mogę powiedzieć, że zostałam na tyle wciągnięta w lekturę, żeby nie móc się od niej oderwać. Odkrycie poszczególnych aspektów głównej intrygi nie nastręczało, niestety, zbyt wielkich trudności. To nie jest tak, że można z łatwością i dokładnie określić, jaki będzie następny zwrot w akcji. Po prostu, toczyła się ona w pewnym kierunku, którego się domyślałam, nie zbaczając po drodze, a tym samym wielce mnie nie zaskakując. Nawet zakończenie, które w zamyśle zapewne miało wbić czytelnika w fotel. Kolejne informacje, które bohaterowie odkrywali, były dla mnie po prostu potwierdzeniem już wcześniej nabytych, ale nie sprecyzowanych podejrzeń. Czytając tę książkę, miałam podobne odczucia, jak przy grach z liniową fabułą.

Nie można natomiast odmówić Lee odwagi w sposobie przedstawienia podjętego tematu. Cały zamysł, odnoszący się do kultu sukkuba oraz genezy mitu o nim, został opracowany przez autora, z delikatnym wykorzystaniem już dostępnych założeń o tymże „pomiocie szatańskim”. Wątek ten jest ładnie dopracowany i naprawdę ciekawy. Sukkuby są u niego tym, czym być powinny – krwiożerczymi, całkowicie pozbawionymi uczuć wyższych istotami, co jest dla mnie kolejnym plusem tej książki. Widać, że autor nie boi się podjęcia i opisywania, często i gęsto w sposób dosadny, nawet najohydniejszych praktyk seksualnych oraz dewiacji psychicznych. Przypominał mi w tym trochę Clive’a Barkera, utwory tego pisarza jednak charakteryzuje raczej większa objętość, tak więc ilość owych „bezeceństw” rozkłada się w miarę równomiernie na całą powieść.

Z recenzji może wynikać, że oceniam tę książkę nisko. Nie jest to jednak prawdą, ponieważ uważam, że zawiera ona w sobie sporo zalet i, mimo pewnej przewidywalności, przeczytałam ją z ciekawością oraz całkiem szybko. Nie trzeba wielbić jej bohaterów, żeby móc docenić ich mnogość, różnorodność i sposób przedstawienia. Dlatego też tych, którzy nie zapoznali się jeszcze z „Sukkubem”, odsyłam w celu nadrobienia tego niedopatrzenia, a przy okazji pozbawienia się nieco wrażliwości własnej (chociaż zdaję sobie sprawę z różnic w jej poziomach u poszczególnych osób), aby móc gładko przebrnąć przez kolejne „wybryki” postaci.

Tytuł: Sukkub (Succubi)
Autor: Edward Lee
Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
Wydawca: Replika
Miejsce wydania: Zakrzewo
Data wydania: 8/2011
Liczba stron: 328
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Wymiary: 145 x 205 mm
Cena: 34,90 zł

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze