Łowca złodziei – recenzja

Podoba się?

Ileż to razy mieliśmy w literaturze do czynienia z motywem mistrza oraz jego ucznia? Mnóstwo. Wedle wyznaczników panoszącej się ostatnio mody bohaterowie powinni jednak skłaniać się ku zgoła innym uczuciom, niż tylko platonicznym, zaspokajając tym samym romantyczne wymogi rynku. Cóż, w powieści Stephena Deasa “Łowca złodziei” nie ma co liczyć na zrywy miłości, w roli mistrza występuje tu tytułowy łowca, zaś ucznia – młodzieniaszek o imieniu Berren.

Historia tych dwojga zaczyna się od wydarzenia, które mogłoby połączyć niejednego złodzieja z nemezis każdego osobnika uprawiającego ten proceder. Otóż Berren, w swej bezmyślnej naiwności, postanawia skraść złote imperiały mistrzowi Syannisowi, łowcy złodziei. Trzeba również dodać, że bardzo skutecznego i niebezpiecznego. O dziwo młodemu kryminaliście się to udaje. Co ważniejsze jednak, sukces tego czynu powoduje całkowitą zmianę w jego egzystencji. Syannis odnajduje chłopaka i zabiera ze sobą w zdecydowanym postanowieniu zrobienia z niego swojego ucznia.

Trudno jest określić, ile lat ma Berren, ponieważ on sam tego nie wie. Może trzynaście, a może szesnaście. A jednak chłopak zdążył już poznać życie od jego najgorszej strony. Do czasu spotkania z łowcą mieszkał pod “opieką” mistrza Siekiery, wraz z innymi, takimi jak on – drobnymi złodziejaszkami jednego dnia, sprzątaczami ulic ze wszelkiego rodzaju ekskrementów innego. Trzecioosobowa narracja prowadzona jest z punktu widzenia młodego bohatera, więc mamy dość duży wgląd w jego stan ducha. Sposób myślenia Berrena jest taki, jakiego spodziewałabym się od chłopaka w podobnym wieku. I jest to niewątpliwym plusem. Odczuwa on niezdrowe podniecenie na myśl o zobaczeniu egzekucji skazańca i ścięcia go o głowę, znudzenie wobec opowieści o historii miasta oraz niechęć przy samych próbach nauki piśmiennictwa. Pociągają go pieniądze – jakżeby inaczej, skoro nigdy nie cierpiał na ich nadmiar – oraz szermierka, dzięki której mógłby bez obaw stawać w szranki ze swoimi wrogami. Czy można wymagać od poniewieranej osoby bardziej wzniosłych priorytetów? Pewnie tak. Ludzie są różni. Berren najwyraźniej jeszcze nie znalazł się na tym etapie życia, co nie umniejsza realizmu w jego postrzeganiu świata.

O mistrzu Sy można powiedzieć tyle, że chyba lubi słuchać własnego głosu. Jedna jego kwestia zajmuje czasem prawie całą stronę, nieprzerwany monolog w formie wykładu dla Berrena. Miejscami mnie to bawiło. A miejscami miałam wrażenie, że z nich dwóch, to młodszy bohater sprawia wrażenie osoby twardziej stąpającej po ziemi, z dużą dozą pragmatyzmu, bez zbędnej do przeżycia otoczki. Syannis jest kimś więcej niż łowcą złodziei, w jego przeszłości można się dopatrzyć arystokratycznych korzeni, dlatego też postawa, jaką prezentował swojemu uczniowi, gadki o dżentelmeńskim i honorowym zachowaniu oraz wymuszanie na chłopcu nauki pisania i czytania bywały zwyczajnie chybione. Nie trafiały do umysłu Berrena. Zbyt wielka dzieliła ich przepaść kulturowa, a zaszczuty chłopak jeszcze nie był gotów, aby zrozumieć, że osoba taka jak on, także może podążać tą drogą, że może być kimś więcej i osiągnąć więcej. Później natomiast poznajemy łowcę od innej, bardziej bezwzględnej strony. I przestaje dziwić, że ten inteligentny, cierpliwy oraz niebezpieczny człowiek sieje postrach wśród członków marginesu społecznego.

Z pierwszego tomu raczej nie dowiemy się zbyt dużo o wykreowanym przez Deasa świecie. Jak wspominałam, śledzimy wydarzenia oczami Berrena, w związku z czym nasze poznanie zatrzymuje się na poziomie wiedzy właściwym dla obserwującego. A zaczyna ono osiągać zaawansowany stopień, gdy tylko wkraczamy wraz z bohaterami w bardziej podejrzane zakątki miasta. Panujące na ulicach “brud, smród i malaria” zostały świetnie uchwycone przez autora, bez zbędnej przesady czy ukwieceń. To bogate dzielnice zadziwiają i sprawiają wrażenie widzianych po raz pierwszy. I nic dziwnego – nigdy tam wraz z Berrenem nie byliśmy, niewiele wiec wiemy o tym pięknym i pachnącym obliczu miejscowości.

Gdzieś tak do połowy książki myślałam sobie, że chyba nie jest to pozycja dla mnie, a raczej dla młodszego czytelnika. Druga część powieści na szczęście zrewidowała moje zdanie. Akcja nabrała tempa, a dobrze skonstruowani bohaterowie zyskali więcej mojej sympatii oraz zainteresowania. Nie oszukujmy się jednak – wspomniana formuła uczeń-mistrz nie została wielce odświeżona, a fabuła stoi na dość przeciętnym poziomie. Dostrzegłam jednak coś, co na pewno skłoni mnie do przeczytania kolejnych części tej serii, aby poznać dalsze losy głównych bohaterów oraz dowiedzieć się, co kryje się za ich niejednoznaczną przeszłością.

Był to potencjał.

Polecam i życzę miłej lektury.

 

Dziękuję wydawnictwu Prószyński i S-ka za egzemplarz do recenzji.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze