Nadciąga burza – recenzja II

Podoba się?

Ludzie wciąż szukają miłości, a znajdują ją w przeróżnych miejscach. Jedni spotykają swoją drugą połówkę wyrzucając śmieci, drudzy wpadną na „tę jedyną” idąc ścieżką w parku, inni znowu na szkolnym korytarzu będą wodzić wzrokiem za swoim przedmiotem westchnień. Istnieje także całkiem odmienny rodzaj ludzi. Ci ponoć są tak specyficzni, że miłości szukają, owszem, ale w powieściach. Czasami są to zwykłe romanse, innymi razy książki obyczajowe. Od pewnego czasu czytelnicy, zainteresowali tym tematem, sięgają po tak zwane romanse paranormalne, gdzie wyjątkowym uczuciem nastolatkę obdarzy nie zwykły chłopak, a wampir, wilkołak czy też demon. Nie sądzicie, że to wspaniałe? Cóż… jak dla mnie – nie za bardzo. Takowe powieści rozmnożyły się na rynku wydawniczym jak grzyby po deszczu. Coraz trudniej znaleźć pozycję niesztampową, napisaną z pomysłem i wyczuciem. Czy mi się to udało? Zaraz się przekonacie. 

Za dnia, pisarka literatury fantastycznej dla młodzieży. Nocami, pielęgniarka na oddziale dziecięcym. Robin mieszka nad brzegiem Zatoki Meksykańskiej razem z mężem i dzieckiem oraz dwoma wiecznie śliniącymi się mastiffami. Lubi grać w gry komputerowe i oglądać filmy na podstawie powieści Jane Austen. “Nadciąga burza” jest jej pierwszą powieścią, otwierającym “Trylogię Kateriny” .
Tego wieczoru śmierć zatańczy pośród nas.

Rzecz dzieje się w Petersburgu, roku 1888. Młoda księżna Oldenburga skrywa mroczną tajemnicę. Posiada jedną z najgroźniejszych umiejętności – zdolność ożywiania zmarłych. Rosja zaczyna pogrążać się w ciemności, a krwawi słudzy dążą do obalenia cara. Sekret Kateriny Aleksandrownej staje się nagle tajemnicą poliszynela, a dziewczyna uświadamia sobie, że stoi pomiędzy młotem, a kowadłem. Musi zdecydować się, po której stronie się opowie. To nie tylko wybór rozumu, ale i serca, o które zaczynają walkę dwaj młodzieńcy. Lojalny i dostojny Jurij oraz zabójczo przystojny i uwodzicielski Danił.

Na samym początku, zanim jeszcze zacznę dzielić się z Wami moimi wrażeniami z lektury książki czy analizować jej treść, bardzo chciałabym zaznaczyć, że debiut literacki pani Bridges niezmiernie mnie zaskoczył. Od momentu, kiedy zapoznałam się z opisem wydawcy oraz pięknie zaprojektowaną okładką książki, zapragnęłam ją przeczytać. Z uwagi, iż był to romans paranormalny, nie nastawiałam się na zbyt wiele, wiedząc, jakim wątkom pisarka poświęci swoją uwagę. Zagłębiając się w treść powieści, która, szczerze mówiąc, jest o wiele za cienka, coraz bardziej przekonywałam się do urzekającego stylu autorki.

Największym pozytywem w pozycji „Nadciąga burza” są na pewno opisy. Pani Robin w bardzo sugestywny sposób przedstawia czytelnikowi świat przez siebie wykreowany. Wszystkie zastosowane przez nią zwroty, malują przed oczami odbiorcy niezwykle realistyczne obrazy. Na plus można zaliczyć tutaj język, którym autorka się posługuje. Chociaż pisarka nie używa zbyt wielkiej ilości archaicznych słów, to po samej stylizacji zdań można zauważyć, że akcja dzieje się w czasach minionej epoki.

Na początku nie jest to aż tak bardzo widoczne, jednak, w miarę powiększającej się liczby przeczytanych stron, zauważyłam, że pani Bridges stara się selekcjonować wydarzenia jak i bohaterów wedle dworów, które można było spotkać w cesarstwie. Dwie zwalczające się frakcje – Światło i Ciemność, były łączone i dopasowywane do innych przeciwieństw, takich jak dobro i zło, śmierć i życie czy też biel i czerń. Nie jestem pewna, czy do końca potrafię Wam poprawnie i bez spoilerów przedstawić sposób takowego podziału bohaterów i niektórych sytuacji. Jednak, czytając książkę, można było to po prostu wyczuć, bez zbytniego szukania takich zabiegów.

Niestety, powieść posiada też i negatywne strony. Przez większość czasu lektura książki mnie nużyła, ponieważ akcja polegała na ciągłych balach. Autorka umiejscowiła akcję podczas sezonu zimowego, kiedy to bohaterowie nie robią nic innego, a gnają z przyjęcia na przyjęcie. Czasami miałam wrażenie, że jest to właśnie powieść o zwyczajach ludzi z dawnej epoki, którzy kochali spotykać się na wszelakich imprezach kostiumowych. Ciągłe opisy sukien, które szły w parze razem ze wszelakimi balami, nie były dla mnie zbyt absorbujące. Sytuację ratował fakt, iż większość istotniejszych rzeczy działa się pomiędzy lub w czasie różnorakich przyjęć.

Bohaterka nie tylko była ratowana w kryzysowych sytuacjach, ale także pokazywała, że sama sobie poradzić potrafi. Pani Robin tworząc główną postać, nie poskąpiła Katerinie odwagi i uporu. Z miejsca ją polubiłam, chociaż nie jest ona typem bohatera, z którym w większości momentów lubię się utożsamiać. Dynamiczne postaci podtrzymywały, wytworzone przez opisywaną sytuację, napięcie czy tez pchały, tak – dosłownie PCHAŁY, akcję, która rozkręciła się dopiero pod koniec.

Przez dwie trzecie książki rozwój wydarzeń ciągnie się jak ser na tostach. Jestem całkowicie wyrozumiała dla spokojnego i powolnego stylu, którym charakteryzują się niektóre powieści, jednakże już od pierwszych rozdziałów można orzec, że powieść „Nadciąga burza” do takowych nie należy. Dlaczego więc autorka nie daje czytelnikowi wciągającej od pierwszych stron lektury, gdzie akcja trzyma w swych posępnych kleszczach do samego końca, dając popis dynamicznym wydarzeniom, nie tylko zwieńczającym całość historii, ale także zachęcającym do sięgnięcia po część następną? Naprawdę nie mam pojęcia. Większość wcześniej wspomnianych aspektów została wykonana w bardzo dobrym stylu. Autorce po prostu zabrakło wyczucia, żeby w rozwinięciu powieści umieścić więcej zrywów i zaskakujących sytuacji, bez których większość wątków była dosyć przewidywalna.

Osobiście bardzo chętnie sięgnę po kontynuację, a co! Sądzę, że pierwsza część trylogii, jak na debiut, wypadła pisarce bardzo dobrze. Opisane w książce wydarzenia chłonie się jak gąbka, stron wystarcza tylko na jeden wieczór, a gdy już się przebrnie przez pierwsze sto, idzie jak z górki. Zakończenie wręcz nastraja do polecania i chwalenia, nawet jeśli kunszt pisarski pani Bridges nie jest wyśmienity. Dzięki tej powieści nad moją głową niespostrzeżenie nadciągnęła burza, skupiając na sobie całą moją uwagę. Czy tom drugi dostarczy mi zadziwiające oraz mrożące krew w żyłach błyskawice?

 

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję wydawnictwu Fabryka Słów !

Tytuł: Nadciąga burza
Autor: Robin Bridges
Tłumaczenie: Karolina Majcher
tytuł oryginału: The Gathering Storm
wydawnictwo: Fabryka Słów
data wydania: 06 lipiec 2012
ISBN: 978-83-7574-712-6
liczba stron: 380

Pełnoetatowa książkoholiczka i filmomaniaczka. Recenzentka - amatorka, szpanująca swoim talentem pisarskim i nie rozumiejąca, dlaczego nikt nie chce podziwiać blasku jej intelektu, który przecież razi wszystkich po oczach. Czasami o skłonnościach masochistycznych, wiecznie niewyspana. Niepoprawna romantyczka, marząca o naprawianiu świata. Ponoć mówią, że nocą staje się Nocnym Cieniem i szuka nowych, szeleszcząco - papierowych ofiar...

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze