Kwiat paproci – recenzja

Podoba się?

Dobra książka z gatunku fantasy potrafi uprzyjemnić człowiekowi letni wieczór. Tak więc, gdy na horyzoncie pojawiła się okazja do przeczytania „Kwiatu paproci” autorstwa Dominika Sokołowskiego z radością z niej skorzystałam, licząc na miłą lekturę. Dodatkową zachętą była przyjemnie prezentująca się oprawa, w jakiej książka została wydana.

Jednak stare porzekadło, mówiące „Nie oceniaj książki po okładce” postanowiło o sobie przypomnieć, a moje nadzieje na spędzenie czasu z dobrą lekturą zostały wdeptane w błoto – cóż po miłej dla oka okładce, gdy treść powieści pozostawia wiele do życzenia.

„Kwiat paproci” to powieściowy debiut Dominika Sokołowskiego, pierwszy tom Kronik Arkadyjskich. Autor, z wykształcenia historyk, osadził akcjępowieści w świecie wykreowanym wcześniej na potrzeby stworzonego przez siebie systemu RPG.

Pierwsze strony powieści zapoznają Czytelnika z mapką cywilizacji, w jakiej toczy się fabuła „Kwiatu paproci”. I nie potrzeba wprawnego oka, ani wyśmienitej znajomości geografii, by zauważyć, iż owo uniwersum niewiele różni się od tego, jakie znamy ze szkolnych atlasów. Ot niewielkie przesunięcie konturów, parę zmienionych nazw – bądź wykorzystanie tych, które już dawno wyszły z powszechnego użycia.

Zagłębiając się w dalsze karty powieści oraz wykreowany świat można odnieść wrażenie, że Sokołowski wrzucił do blendera historię i mitologię starożytnej Grecji, Rzymu, Bizancjum, ludów północnej Europy, przyprawił szczyptą współczesności, nacisnął przycisk „start”, a powstałą mieszankę przelał w postaci słów na papier.

W ten oto sposób nazwy i imiona rodem ze starożytnego Rzymu mieszają się z tymi współczesnymi, religia wyznawana przez mieszkańców Cesarstwa i innych przedstawionych krajów, to nic innego jak chrześcijaństwo nagięte do potrzeb powieści – np. po kręgach piekielnych wodami Styksu obwozi nieczyste duszyczki sam Charon. A wszystko to za jednego obola, przepraszam, denara.

Sama fabuła „Kwiatu paproci” też nie jest niczym odkrywczym ani nowatorskim. Autor czerpie ze znanych wszem i wobec schematów.

Główny wątek to historia Isaakiosa, kilkunastoletniego władcy Cesarstwa Arkadyjskiego, w zdradziecki i krwawy sposób pozbawionego prawa do tronu. Chłopak oczywiście musiał ukrywać się latami, czekając na dzień, w którym będzie mógł wyruszyć, by odebrać to, co należy mu się od urodzenia – panowanie nad Cesarstwem.

Drugim z bohaterów jest Ilias, rycerz podążający wraz ze swym giermkiem do odległych krain Północy, by dokonać zemsty na barbarzyńskich Vindlandczykach, którzy zabili mu brzemienną żonę.

Do zestawu mamy jeszcze piękną Michelle, jako dziecko przygarniętą pod opiekę braci inkwizytorów i wychowaną, jak i wyszkoloną, na ich tajną agentkę do walki ze wszelkiego rodzaju sektami.

Poza głównymi bohaterami poznajemy jeszcze szereg innych, często niewiele wnoszących do fabuły, postaci. Pojawiają się ot tak, coby się pojawić, by było ich więcej, a Czytelnik mógł odnieść wrażenie, iż coś się dzieje.

Sama kreacja bohaterów również pozostawia wiele do życzenia. Są oni do bólu nierzeczywiści, nienaturalni i irytujący.

Isaakios swym zachowaniem sprawia wrażenie rozwydrzonego chłopaczka, któremu cały świat winien paść do stóp, tylko dlatego, iż się na nim znajduje. Wszystkie decyzje należą do niego, wszystko musi być tak jak on chce, niezależnie od możliwego niebezpieczeństwa i absurdu pomysłów. Czytając czekałam tylko na moment, w którym z krzykiem rzuci się na podłogę, uderzając w nią rękami i nogami, jeśli tylko ktoś odważy mu się sprzeciwić.

Jednak nikt się nie odważył. Nawet opiekujący się nim wierny centurion Łamignat, człek, przed którym wszyscy czuli respekt. Łącznie z osadą rosłych, uzbrojonych w siekiery drwali. Setnik, z niemal masochistycznym oddaniem, wypełnia rozkazy swego pana, zgadzając się na wszelkie przedsięwzięcia młodego cesarzewicza (na marginesie – czy używanie tego określenia wobec teoretycznie i praktycznie koronowanego cesarza nie uwłacza jego godności?), nawet te najbardziej szalone. Zastanawiające, jak przeżyli te dziesięć lat w głuszy.

Kolejnym pomysłem autora, który wywołał mój śmiech, niestety nie mający nic wspólnego z radością, było postępowanie 10-letniej Michelle. Ot, dziewczynka wychowana na ulicy, niemal każdego dnia walcząca o przetrwanie, wyrusza w świat z obcym, dorosłym mężczyzną. Tylko dlatego, iż obiecał jej nie skrzywdzić. Ale co tam, nie ma to jak instynkt samozachowawczy. Z takich przykładów można by ułożyć długą listę, lecz w okolicach pięćdziesiątej strony człowiek po prostu przestaje zwracać na nie aż taką uwagę.

Następną kwestią, która niezbyt wyszła Sokołowskiemu, są dialogi – sztuczne, sztywne, wymuszone. Dodatkowo, w niektórych momentach słownictwo używane przez bohaterów zupełnie nie pasuje do epoki, w jakiej rozgrywa się akcja, a sam autor nie mógł się zdecydować czy cały świat porozumiewa się w jednym języku, czy może jest ich wiele. Ale i tak wystarczy by postać użyła władczego tonu, a wszyscy kładą uszy po sobie, dostosowując się do woli mówiącego. Począwszy od Łamignata, przez dzielnych wikingów, a skończywszy na istotach z baśni i legend.

Opis z okładki zapowiada, iż wyruszamy do świata pełnego przygód, niebezpieczeństw i kipiącego od magii. O ile przygód jeszcze można się doszukać (choć wszystko nierealnie idzie gładko jak po maśle), niebezpieczeństw też – głównie na skutek głupich i bezsensownych poczynań bohaterów, o tyle magii w „Kwiecie paproci” jak na lekarstwo.

Jeden, pojawiający się na chwilę, smok strzegący skarbu. Jak dla mnie, równie dobrze mógłby to być gnom, troll, bądź inny utopek, albo mogło by go nie być wcale, gdyż jedynym, co wnosi do fabuły, jest materiał na super zbroję dla Isaakiosa.

Do kolekcji dołącza dwóch magów, niezwykle oszczędnie korzystających ze swych mocy oraz tajemnicza maska, o właściwościach rodem z filmu z  Jimem Carrey’em, o której autor zapomniał w połowie książki.

Zestawienie zamykają Królowa Śniegu, Loki oraz upadły anioł. Na razie równie zbędni, jak smok.

Razem wziąwszy „Kwiat paproci” to niezbyt udany debiut o schematycznej, oklepanej fabule. A szkoda, bo gdyby dopracować i przemyśleć parę elementów, podszkolić warsztat, to mogłaby wyjść z tego całkiem ciekawa powieść fantasy, wprost z naszego rodzimego podwórka.

Tytuł: Kwiat paproci
Autor: Sokołowski Dominik
Wydawca: Dom Wydawniczy Rebis
Numer wydania: I
Liczba stron: 400
Rok wydania: 2012

Za egzemplarz do recenzji dziękujemy Domowi Wydawniczemu Rebis.

Zły Wilk

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze