Styczeń z Anetą Jadowską. Bogowie muszą być szaleni

Podoba się?

Książka “Bogowie muszą być szaleni” pokazała się w księgarniach ledwie parę dni temu, a w sieci już roi się od recenzji tego tytułu. Wszystkie znane mi blogi recenzenckie oraz połowa portali fantastyczno-książkowych ma zamieszczoną opinię na temat tej powieści. Oczy przecieram ze zdumienia (naprawdę nie spodziewałam się takiego odzewu) i z pewną konsternacją odnotowuję swoje spostrzeżenia… Co ja mam do diabła z tym fantem zrobić? Jadowska jest wszędzie, lada chwila wyskoczy z lodówki. Nie to, żeby jej popularność mnie martwiła, lecz mam wrażenie, iż wszystkie możliwe “ochy” i “achy”, które mogłabym we własnej recenzji zamieścić, już zostały napisane. Nie jest wielką tajemnicą, że jestem fanką twórczości Anety i jej serię o Dorze Wilk uparłam się promować. Zatem nikogo chyba też nie zdziwi, że książka mi się podobała. Sęk w tym, że nie wiem, co dalej. Wszelkie znaki na niebie, ziemi, a przede wszystkim w internecie, mi mówią, że to doprawdy nic nowego i oryginalnego – lubić i polecać “Bogów”. A przecież ani ja, jako autorka tego tekstu, ani Wy jako jego czytelnicy, nie możemy sobie pozwolić, żeby tracić czas na coś “nic nowego” i “nic oryginalnego”.

Postanowiłam więc, jako Samozwańcza Pierwsza Fanka Jadowskiej, odnieść się do tego, co już zostało napisane na temat “Bogów” i jeszcze utrudnić sobie to zadanie przymusem obiektywności. To wydaje mi się równie karkołomnym zadaniem jak skok z potrójnym saltem w tył przez płonącą obręcz przy równoczesnym wyśpiewywaniu chińskiego hymnu wspak. Będzie fajnie.

Zatem parafrazując klasyka: Hello, I’m Kometa, welcome to Gavran.

Zwykle nie czytam recenzji danej książki jeśli sama mam ją recenzować. W przypadku “Bogów” złamałam to przykazanie, gdyż moje przywiązanie do Jadowskiej obliguje mnie do pewnych zachowań. Przeglądając recenzję za recenzją dopatrzyłam się pewnych schematów – stwierdzeń, które się w nich nagminnie powtarzają – które subiektywnie w większości przypadków uważam za bzdurne, zaś obiektywnie – spróbuję je rozgryźć i się nimi nie udławić.

Stwierdzenie nr 1.
Jak na polską powieść, książka jest zaskakująco dobra.

Subiektywnie: Mój rozbuchany czytelniczy patriotyzm ma nieodpartą chęć Cię trzasnąć w twarz, Drogi Krytyku.

Obiektywnie: Naprawdę staram się zrozumieć, skąd bierze się ten sceptycyzm względem polskiej literatury. Zwłaszcza, że brak zrozumienia powoli sprowadza mnie na zbrodnicze szlaki. Jest wiele dobrych polskich książek, polska fantastyka ładnie nam kwitnie i się rozwija, Jadowska naprawdę nie stanowi jakiegoś wielkiego wyjątku. Oczywiście, że wciąż przytrafia się coś takiego jak Kiepska Polska Fantastyka, lub nawet Bardzo Zła Polska Fantastyka, ale nie przytrafia się nam to częściej niż innym krajom. Mój apel więc jest prosty: przestańcie się tak dziwić przy połączeniu: dobra powieść + polskie nazwisko. Bo naprawdę pójdę mordować.

Stwierdzenie nr 2.
Ćwiek w spódnicy / Polska Briggs / humor jak ze Stephanie Plum / Uniwersum jak u Greena.

Subiektywnie: Ćwieka w spódnicy już chyba pół internetu widziało, za to Jadowskiej nikt, więc ten temat trzeba chyba wreszcie zakończyć. Polska Briggs to słaby chwyt marketingowy wydawcy. Porównanie do Plum – mocno naciągane, do Greena ma rację bytu chyba tylko przez podobne fantastyczne istoty przemykające po kartach powieści. W większości recenzji jakie przeczytałam, osoba oceniająca ciągle próbuje gdzieś jakąś łatkę Jadowskiej przyszyć. Pomimo że nic się nie pruje i dziur na horyzoncie nie widać.

Obiektywnie: Wydaje mi się, że to zjawisko bierze się z faktu, iż łatwiej jest “coś” do “czegoś” porównać niż pokusić się o jakieś własne spostrzeżenia. Niektórym się też wydaje, że lepiej jest “coś” reklamować popierając to przyrównaniem do “czegoś” już znanego i sprawdzonego. Pod tym względem mogę się zgodzić – jakościowo, swoim warsztatem i umiejętnością zapewnienia czytelnikowi rozrywki Jadowska nie ustępuje pola wyżej wymienionym. Jednak Aneta uparcie pracuje na swoją własną markę. A pracować ma czym. Najpierw więc zachwyt nad jej książką, a potem pisanie, że jest dobra jak “ktośtam/cośtam” nie motywuje, a podcina skrzydła. Zdaję sobie sprawę, że w założeniu przywołanie bardziej znanego nazwiska/serii miało być komplementem, ale to niestety tak nie działa na autora. Czy naprawdę Jadowska nie jest dość dobra sama w sobie? Czy praca, którą włożyła w napisanie książki nie zasługuje na podpisanie jej i tylko jej nazwiskiem? Trudno mi tu być obiektywną, wiedząc jak bardzo szufladkowanie i przyczepianie łatek deprymuje wciąż jeszcze początkującego/mniej znanego autora. Dlatego proszę Was, nie róbcie tego. Jeśli Wam się podobało, to powiedzcie to własnymi słowami, nawet jeśli nieporadnymi, nieoddającymi wszystkich waszych emocji. To na pewno dużo bardziej ucieszy nie tylko Anetę, ale i każdego początkującego pisarza, niż wymuszone porównania do tych bardziej znanych.

Stwierdzenie nr 3.
Rażący nadmiar słodkich słówek.

Obiektywnie: Mnie też uwierały słodkie słówka. Nie wydaje mi się aby to była duża wada książki, ale można się do tego przyczepić i będzie to uzasadnione.

Subiektywnie: Czytałam “Bogów”, kiedy jeszcze moje kontakty z Anetą były bardziej na stopie pisarz-fan i nie raz kręciłam nosem na słodkie słówka. Faktycznie, osobę, która Jadowskiej nie zna osobiście, mogą owe milutkie określenia przyprawić o cukrzycę. Ja, oswoiwszy się już ze sposobem bycia i mówienia Anety, wiem, że to dla niej naturalne, i nie dziwota, iż naturalne odruchy przypisała swoim bohaterom. Przywykłam, zaakceptowałam i pokochałam, bo nic innego mi nie zostało.

Stwierdzenie nr 4.
Zbytnie eksponowanie wątku romantycznego / Odważne sceny erotyczne / Za dużo migdalenia.

Subiektywnie: Z tego co widzę, opinie są podzielone – jednym się wątek miłosny podoba, innym nie, jedni są spragnieni go jak kanie dżdżu, inni krzywią się i prychają, ale prawidłowość jest taka, że KAŻDY gdzieś o tym wspomina. Choćby przelotnie, ale swoje pięć groszy do tematu dorzuci. Siedzę i dumam w czym rzecz. Czy to kwestia tego, że ciężko jest się potencjalnemu czytelnikowi pogodzić z wyemancypowaniem Dory pod względem seksualnym? Ma dwóch chłopa pod bokiem, no i co z tego? To dorosła kobieta, która odpowiada za swoje czyny i świadomie dokonuje swoich wyborów. Lubi seks, czy to źle? Poza tym, naprawdę stara się utrzymywać jakąś zdrową równowagę między tym, co lubi, a tym, jak powinna się zachować dla dobra ogółu. Może się w tym trochę miotać, ale wydaje mi się ze nie to jest istotą “problemu”. Co nią zatem jest?

Obiektywnie: Podejrzewam, że nacisk, jaki na ten wątek położyła sama autorka. Jadowska lubi podkreślać tę relację, zaznaczać to z kim i jak Dora jest powiązana. Emocjonalne poplątanie i erotyczne napięcie w pewnym stopniu ją bawią, ale czytelnika mogą konfundować, w skrajnych przypadkach irytować. Oczywiście nikt się nie przyzna, że wiadome fragmenty czyta pod kołdrą z wypiekami na twarzy. Faktycznie – czasem Dora powinna się bardziej skupić na swoich zadaniach niż na pociągającej aparycji swoich sublokatorów, ale hej! Nikt nie mówił, że łatwo jest być kobietą. Choć jestem ciekawa, jakie skupienie osiągaliby panowie, gdyby zamknąć ich w jednym mieszkaniu z dwiema ponętnymi paniami. Śmiem podejrzewać, że pewne granice zostałby przełamane dużo, dużo szybciej, a sprawy z głównej osi fabularnej załatwione dużo, dużo wolniej. Mam wrażenie, że gdzieś tam drażni zmysł estetyczny czytelnika fakt, że pomimo iż Jadowska kreśli intrygę fantastyczno-kryminalną, to równolegle do niej daje tak samo mocny zarys wątku romansowego. Utarło się już, że któryś z tych dwóch czynników powinien mieć pierwszeństwo i dominować, tymczasem Jadowska ma to po prostu gdzieś. Co się może podobać, albo nie.

Stwierdzenie 5.
Za dużo nowych skilli dla głównej bohaterki / Dora napakowana mocą po dziurki w nosie.

Obiektywnie: Trzeba przyznać, że Dora w krótkim czasie zdobywa naprawdę dużą moc i sporo nowych umiejętności, które nie mogą być lekceważone. Jej poplątane dziedzictwo przynosi tego całego dobra jeszcze więcej, niż bohaterka mogłaby się spodziewać. Nie ma bata, to musi wzbudzić nieufność czytelnika. Nieufność uzasadnią. Jeśli postać wiodąca staje się zbyt super, przestaje być także w tym swoim super wiarygodna. To się jeszcze z Dorą nie stało, ale w “Bogach” budzi podejrzenia i obawy.

Subiektywnie: Cóż, mogę was tylko uspokajać. Będzie dobrze. Aneta na tym etapie zawiązała supeł, żeby go sukcesywnie w kolejnych tomach rozwiązywać. Nowe moce bohaterki to tylko pretekst, żeby móc jej przypiąć nowe problemy. O czymś ta Heksalogia w końcu musi być. Ja po prostu mam ten komfort, że wiem, co będzie dalej. I dziś musicie mi wierzyć na słowo, że każdy kolejny tom Heksalogii jest lepszy od poprzedniego.

Stwierdzenie 6.
Brak punktu kulminacyjnego / Wątek główny potraktowany po macoszemu.

Subiektywnie: Jadowska chciała zaskoczyć, no i się udało. Czytelnicy z góry założyli, która oś wydarzeń jest tą główną i po której spodziewać się należy fajerwerków. A tu klops. Wątek nie obył się bez komplikacji, ale ogólnie zamknięty został szybko i gładko. Sprawa wygląda tak, że czytelnik łatwo dał się zwieść. Punkt kulminacyjny był i to mocny, ale nie tam, gdzie się go spodziewano. Mnie osobiście sponiewierało.

Obiektywnie: Wiem, jak się czujecie, też się tak poczułam, gdy doszłam do “decydującego starcia”, a tu rachu-ciachu i po strachu. Osłupiałam. No jeszcze taki kawał książki mi został, o czym ja mam dalej czytać? Co to ma w ogóle być?! Na szczęście końcówka wszystko wynagradza i wydaje mi się, że nie można narzekać. Być może Jadowska zmyliła nas zbyt skutecznie, dała za mało przesłanek, by problemu szukać gdzie indziej. Może nie każdy lubi być zaskakiwany, ale serio, trudno mi to oceniać jako wadę.

Starałam się jak mogłam z tym obiektywizmem, ale chyba wyszło jak zwykle… Liczę jednak, że taka forma “recenzji” rzuciła Wam trochę nowego światła na niektóre kwestie związane z lekturą drugiego tomu Heksalogii o Dorze Wilk. Ja wierzę, że ta seria ma ogromny potencjał i kolejne jej odsłony sprawią, że spadną Wam kapcie z nóg. A póki co, razem z liczną rzeszą recenzentów, polecam sięgnąć po “Bogowie muszą być szaleni”, żeby się przygotować na to, co jeszcze Aneta Jadowska dla Was szykuje.

Tytuł: Bogowie muszą być szaleni  
Cykl:  Heksalogia o Dorze Wilk
Tom: 2
Autor: Aneta Jadowska
Wydawca: Fabryka Słów
Miejsce wydania: Lublin
Data wydania: 9 stycznia 2013
Liczba stron: 464
Oprawa: miękka
Wymiary: 125 x 195 mm
Cena: 34,90 zł

 

W sieci znana też jako Koralina Jones. Redaktor naczelna Gavran.pl, główny administrator Forum Gavran ( http://forum.fan-dom.pl ), administruje także Thornem - oficjalną stroną Anety Jadowskiej ( http://anetajadowska.fan-dom.pl ). Współzałożycielka Grupy Fan-dom.pl . W wolnych chwilach recenzentka i blogerka.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

5 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najwyżej oceniane
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Kicak

No to obiektywizm się nie udał.
Ja nie wiem, Jada stoi nad Wami ze spluwą, że boicie się o niej coś złego powiedzieć? ;)

Od siebie dodam taką “obiektywną” uwagę:
Pierwszy tom Dory był do tyłka, ale po drodze autorka się wyrobiła. Nie czytałam całości dwójki, ale widzę, że warsztat się rozwinął. Mam nadzieję, że z budowaniem fabuły i omijaniem dziur już lepiej.

Ale moją opinią się nikt nie przejmie, bo nie jest pozytywna. A jak nie jestem jakąś redaktorką, to już w ogóle nikt mnie nie chce słuchać.

 
Oksa

Noo, rzeczywiście pełen obiektywizm koleżanka zaprezentowała. Wraz z jakimś dziwnym wyżaleniem się “nikt mnie nie słucha, bo nie jestem tu na takim i owakim stanowisku”. Proszę o konstruktywną krytykę, a dyskusja może i popłynie sama, a nie jakieś gorzkie żale i brak uzasadnienia dla wyrażonego zdania.

 
Kicak

Sorry, jeśli zabrzmiałam jak stara marudnica ;)

Trochę ironizowałam z tą pozycją i nie słuchaniem, oczywiście.

Nie chciałam się rozpisywać, bo naprawdę dużo miejsca mogłoby to zająć – a ja tak naprawdę zbyt dużo czasu nie mam na takie bzdurki. No i musiałabym Wam podać przykłady prosto z książki, której aktualnie nie mam w biblioteczce. No wiecie, tak żeby już w ogóle podać podstawy ;)
Jeśli jednak chcecie mnie poczytać, spoko. Doceniam ;)
Najpierw zaznaczę, że zauważyłam rozwój pisarki – uważam to za dosyć konstruktywną krytykę.
Stwierdzenie nr 1.
Jak na polską powieść, książka jest zaskakująco dobra.
Pierwszy raz w ogóle się z czymś takim spotkałam. Ale może miałaś na myśli inne stwierdzenie: “Jak na polską powieść fantasy pisaną przez kobietę…” Bo u nas pisarek fantasy jest malutko. A piszących porządne fantasy już mniej. I większość nie wiedzieć czemu uparcie ociera się o anielistykę.
Bo urban fantasy ma to do siebie, że prowadzona przez kobiety o wybujałej wyobraźni, chcąc nie chcąc zaczyna obrastać romansem. Absolutnie nie jest to nic negatywnego (jak to się mówi, still better love story than twilight), jeśli jest odpowiednio wyważone. Większość czytelników sięga po fantastykę, a nie harlekina (nota bene, harlekiny mają w swoich seriach w pip fantastyki), to może trochę zrażać.
Stwierdzenie nr 2.
Ćwiek w spódnicy / Polska Briggs / humor jak ze Stephanie Plum / Uniwersum jak u Greena.
Tak naprawdę, tych “inspiracji” widać więcej. Jednak najbardziej mnie śmieszy ten Ćwiek. Porównanie całkowicie z tyłka, ale Jada i Ćwieku są z tej samej stajni, więc nie jestem pewna, czy mogą szczerze się wypowiadać na swoje tematy. Wiem, że Ćwiek zapowiadał peany na temat Złodzieja Dusz, ale jakoś mnie to nie przekonuje. Ale każdy powód, by przebrać Ćwieka w damskie ciuszki jest dobry, więc mały plusik :D
Stwierdzenie nr 3.
Rażący nadmiar słodkich słówek.
Definitywnie tak…
Ale tak naprawdę, wkurza mnie charakter tych słówek. To, że wypowiada je Miron, który stylizowany jest na bad boya z zabójczym dosłownie wszystkim, od tyłeczka aż po czubek nosa. A tutaj latają czułe słoneczka w powietrzu. W ogóle, jak dla mnie Miron jakiś miętki taki i zbyt czuły jak na demoniczną postać.
Stwierdzenie nr 4.
Zbytnie eksponowanie wątku romantycznego / Odważne sceny erotyczne / Za dużo migdalenia.
1 – tak, 2 – eee, nie? 3 – tak. I jeszcze: 1 – wada, 2 – zaleta, 3 – wada.
Stwierdzenie 5.
Za dużo nowych skilli dla głównej bohaterki / Dora napakowana mocą po dziurki w nosie.
Pojęcie marysuizm wszystko tłumaczy. Tylko Dora potrafi w 15 sekund rozsypać krąg soli, podczas gdy przeciwnik skupia się tylko na niej :D
Stwierdzenie 6.
Brak punktu kulminacyjnego / Wątek główny potraktowany po macoszemu.
Ale punkt kulminacyjny jest. Wątek główny też nie jest potraktowany po macoszemu. To się nazywa konstrukcja fabuły – mamy wstęp, rozwinięcie i zakończenie. Przed wątkiem kulminacyjnym napięcie narasta. Po wątku kulminacyjnym opada. Złodziej Dusz jest tak awangardowy, że napięcie cały czas leży płasko jak muzułmanin przy meczecie.
A może po prostu ja jestem taka krytyczna. Bo jestem fanką urban fantasy i jakoś tak się jarałam tym, że wyjdzie wreszcie coś o wiedźmach, na dodatek od kobiety, a nawet po sąsiedzku, bo z Bydgoszczy jestem. I się zawiodłam.
Ale mam czyste sumienie – książka przeczytana, kupiona. Potem poczytałam opowiadania, wprawdzie to z wampirami mi nie przypadło do gustu, bo wampiry jakieś takie oklepane. Ale za to wilkołak-gwałciciel był super. Potem przejrzałam pobieżnie drugi tom i stwierdziłam, że się Jada wyrabia, jeśli chodzi o warsztat – co do fabuły nie mam na razie komentarzy.
Wrogiem nie jestem, ale pierwszy tom uważam za kiepską powieść. Masochistką też nie jestem, więc z drugim tomem na wszelki wypadek poczekam, aż będę miała więcej czasu.
Nie wiem, czy jest o czym dyskutować. Autorka zbiera głównie pozytywne recki, trochę nie rozumiem czemu, ale są pozytywne. Przepraszam za wyrażenie “do tyłka”, ale jako czytelnik mam prawo nazywać niezbyt dobre rzeczy po imieniu… Jeśli autorka ma chociaż trochę dystansu do siebie, to takie opinie też nie powinny jej obrażać, więc nie widzę problemu. W końcu, nie mówię, że to ona jest do tyłka ;) A każdy pisarz ma lepsze i gorsze twory.
Oczywiście, Jadzie życzę coraz lepszych tworów – w końcu każdy liczy na rozwój naszego fantastycznego ryneczku.

 
Oksa

Teraz to przynajmniej wygląda na jakiś porządny komentarz (i nawet nie “bzdurkę”) zachęcający do dyskusji :P
A więc od początku, też mogę polecieć według tych punktów, chociaż dotyczą one drugiej części, dlatego odnoszenie się do niektórych zagadnień w kontekście Złodzieja dusz jest trochę chybione, ale niech będzie.

1. Sama zaczynam na serio zapoznawać się z polską fantastyką, a takich powiedzenek czytałam już sporo. I niemal zawsze w formie: “Jak na polską powieść…” – to co to ma być w ogóle? Nawet taki ignorant, jak ja, wie, że nie ma się czego wstydzić, a to powtarzające samobiczowanie się jest o tyle irytujące, że najczęściej wychodzi spod klawiatury osób, które głównie czytują książki zagraniczne, a o polskich wiedzą gucio. Nie zapominajmy też, że dorobek literacki to nie tylko ostatnie dziesięciolecie, ale mnóstwo pozycji z wcześniejszych lat.

Tak strasznie mało tych pisarek, to nie mamy. Oczywiście, porównując do ilości autorek w USA, które wyskakują jak grzyby po deszczu, to nie jest imponująca liczba, ale podobno liczy się jakość, a nie ilość ;) Raduchowska, Kańtoch, Białołęcka, Hałas, Marta Kisiel, Milena Wójtowicz, Aneta Jadowska, Kossakowska, Magda Kozak – to tylko niektóre z nich.

2. Inspiracje… szczerze, nie jarzę tego. Briggs ma inny styl, tylko gatunek ten sam, bohaterowie zupełnie inni, założenia świata – łatka na siłę. Ćwiek w konstrukcji świata już nieco bliżej, ale to nadal oddzielne założenia. Każdy z nich korzysta z dobrodziejstwa mitologii i podań, więc gdyby kogoś chciałoby się oskarżać o zerżnięcie, to wszystkich.

3. Kwestia gustu. Dla Ciebie Miron jest miękki, dla kogoś innego będzie seksowny. Nie znaczy to, że w książce brakuje innych sympatycznych bohaterów, bo naprawdę jest ich mnogość. Mnie już bardziej bawi, ale w pozytywnym znaczeniu, Leon – ogromny czart z wrażliwą naturą :) Dora do nich zwraca się pieszczotliwie, do innych z szacunkiem i pokorą, a jeszcze innych obraźliwie i z kąśliwością. Jest w tym jakaś konsekwencja przynajmniej.

4. Ponownie, mamy do czynienia z rozprawieniem się z dwójką. W jedynce nie było scen seksu, więc trudno żeby to jej dotyczyło. Za bardzo wyeksponowany wątek romantyczny – nie wiem, może miejscami? W mojej opinii fabuła ani akcja na tym nie ucierpiały, a dla Dory – jak na wiedźmę miłości przystało – fizyczność to dość istotny aspekt jej życia.

5. Bracia Winchester w “Supernatural” potrafią lepiej i to jeszcze na wizji :P Znowu kwestia dotyczy dwójki, w której Dora nabywa parę nowych umiejętności. Kimże była w jedynce? Zdolną wiedźmą z połączoną mocą Pani Północy oraz bogini płodności. Silna dziewucha, ale niejednokrotnie skórę ratowali jej przyjaciele. W ogóle w tej książce nie brak potężnych i uzdolnionych postaci. Nie mamy do czynienia z całą nadnaturalną społecznością, nie wiemy co tam za dziwaki siedzą, ale bez sensu jest zarzucanie Dorze, że jest silna, kiedy jak świat długi i szeroki trafiają się również inne, wyjątkowe indywidua. Ot, Katia, przyjaciółka Dory i naprawdę potężna nekromantka. Roman – wampir, który chodzi w ciągu dnia (i nawet nie świeci!).

6. Kolejny raz był to zarzut recenzentów w stronę Bogów, nie Złodzieja.

Nie wiesz, czy jest o czym dyskutować, bo opinie są w większości pozytywne? Zgubiłam się. Wielu się podobało, części nie, inni pisali może pod egzemplarze dla wydawnictwa – powodów może być wiele, co nie zmienia faktu, że naprawdę nie rozumiem tego zdziwienia. Wiele jest świetnych opinii o książce Aleksandry Rudej “Odnaleźć swoją drogę”, której nie trawię, ale nie ma się czemu dziwić. Nie podeszła mi i na pewno nie przeczytam kolejnej części, ale daleka jestem od zastanawiania się, czym do cholery oni tak się ekscytują. Widać odnaleźli w niej to, co im akurat podpasowało. I wcale mi to nie przeszkodziło w tym, żeby wyrazić na forum swoje zdanie.

A o tym, czy autorka uważa stwierdzenie o swojej twórczości jako “z tyłka” za kształcące, to już musiałaby się sama wypowiedzieć.