Ruiny – recenzja

Podoba się?

Wiecie, ja wciąż nie mogę pojąć, jak to się dzieje. W swoim życiu przeczytałam około 20 książek Orson Scotta Carda (cały czas nadrabiam wszelkie zaległości, ale zwyczajnie kolejka do czytania jest długa), on sam napisał ich dużo więcej, a ja ciągle próbuję się do czegoś przyczepić i zwyczajnie NIE MOGĘ. Naprawdę uwielbiam tego autora, ale za każdym razem, kiedy sięgam po jego książkę, mówię sobie: “No Kometa, babo jedna, weź się w garść i przyczep się wreszcie do czegoś! Nie da się czytać ciągle jednego autora i być zawsze zadowolonym!”. Otóż chyba mogę to już rzec oficjalnie: w przypadku Carda – da się. Na swoim przykładzie stwierdzam, że po tych 20 jego książkach dalej jestem tak samo podjarana każdą nową i dalej mi się podobają. Mówcie co chcecie, może pisze je dla pieniędzy i na siłę wydłuża swoje serie, ale dla mnie to dalej literatura fantastyczna na najwyższym światowym poziomie. Możliwe również, że jestem beznadziejnym przypadkiem fana, który dorobił się klapek na oczach, ale sądzę, iż najwyższa pora przestać się tym przejmować. Jestę fanę i mam wyje… ee… No.

Na tapecie mam kolejny tytuł, przy którym wpadłam po uszy. Mowa o Ruinach, kontynuacji Tropiciela. Znów z zapartym tchem śledziłam losy Rigga i jego niewielkiej kompanii. Bohaterowie z trudem przedarli się przez Mur, który dzielił starożytne kolnie, i wyruszyli odkrywać nieznane ziemie. Okazuje się jednak, że ich przybycie na nowe ziemie nie było tak nieoczekiwane jak sądzili. Co więcej, wielu napotkanych tubylców wie o ich niezwykłych zdolnościach i pragnie wykorzystać je do mniej lub bardziej szlachetnych celów. Szybko też wychodzi na jaw, iż dzieciakom przyjdzie zbawiać świat. Sęk w tym, że kompletnie nie wiedzą, jak się do tego zabrać, i popełniają kolejne błędy, próbując je naprawić podróżami w czasie…

Nie zagłębiając się w szczegóły, lekturę tej książki mogę podsumować jednym memem:

Gdybym miała mówić obszerniej… Kto oglądał Efekt Motyla, powinien wiedzieć, jak zgubne w skutkach mogą być zabawy ze zmienianiem przeszłości na rzecz przyszłości. Bohaterowie Ruin potrafią manipulować czasem coraz lepiej, ale to nie zmienia faktu, że są tylko dziećmi, które wciąż kształtują swój charakter i łatwo poddają się emocjom. Często działają zanim pomyślą, co sprawia, że ich plany sypią się jak domki z kart. Próba naprawienia błędów powoduje tylko więcej komplikacji. Fabuła zawiązuje supeł za supłem i po prostu nie wiesz, jak autor zamierza wyplątać z tej kabały wszystkich zainteresowanych. Generalnie nie myślisz o tym, że się nie da tego zrobić; da się bardzo łatwo – chcąc uciec przed komplikacjami, dzieciaki zwyczajnie mogą się znowu cofnąć w czasie, ale ilość możliwych scenariuszy i samych kopii bohaterów, które w tym procesie powstają, przyprawiają o zawrót głowy. Takie “rozwiązywanie” problemów może sprawić tylko tyle, że lada chwila nie będą mieli dokąd pójść, żeby nie trafić na swoje czasowe klony. Wciąż więc pojawia się pytanie: jak przerwać to błędne koło? Swoją drogą, ten paradoks ze spotykaniem samego siebie w przeszłości nie nastręcza autorowi zbytnich trudności i naprawdę niezwykła wydaje mi się scena, w której Rigg zaczyna rozmawiać sam ze sobą przy okazji jednej z wielu podróży w czasie.

Tak więc galimatias fabularny ze strony na stronę robi się coraz większy, jednak Card ma wszystko pod kontrolą. Dawkuje nam to odpowiednio, abyśmy mieli chwilę na przetrawienie czasowych zawirowań i odlezienie właściwej osi fabuły. Przeskoki między jednym a drugim zwrotem akcji są wypełnione po Cardowsku (zdaje się, że tworzę nowe określenia) – konfliktami w grupie. Więzi między bohaterami tak naprawdę dopiero teraz zaczynają się kształtować. Okres dorastania jest dla chłopców bardzo trudny i niestety zaczyna uderzać im do głowy samcza potrzeba walki o dominację, co sprawia, że ich przyjaźń zaczyna wisieć na włosku. Z kolei do tej pory odizolowana od ludzi Param nie bardzo potrafi się odnaleźć wśród swoich towarzyszy i zaczyna pokazywać swoją bardziej samolubną stronę. Bochen zaś do spółki z Oliwienkiem próbują zapanować nad tą zgrają małolatów, choć nim się za to zabiorą, powinni najpierw między sobą wyjaśnić, który z nich jest bardziej macho i winien mieć ostanie słowo.

Oczywiście widzę pewne powtarzanie się wątków, jeśli idzie o relacje głównych bohaterów. W innych książkach Carda młodzi ludzie mieli podobne problemy z określeniem własnej tożsamości oraz swojej pozycji, czy to społecznej, czy pośród rówieśników i przyjaciół. Jednak w zależności od postaci, te procesy przebiegają inaczej i mają inny finał. Potrzeba dominacji i pragnienie akceptacji to bardzo ludzkie i bardzo pierwotne cechy naszego charakteru. To normalne, że każde z nich chce znać swoje miejsce w szeregu, a przy tym ugrać dla siebie najlepszą pozycję. Ale co nowy, to inny, inaczej dąży do celu, inaczej reaguje na kryzysowe sytuacje. W Ruinach obserwujemy istotne przemiany bohaterów, które są wiarygodne i dobrze opisane. I wydaje mnie się, że to jest ta rzecz, za którą najbardziej lubię Carda. On naprawdę dba o swoje postacie. Pielęgnuje je i z wyczuciem kieruje ich poczynaniami.

Jeśli zaś chodzi o główny wątek… Ratowanie świata nie jest niczym nowym, a już na pewno nie jest niczym nowym w książkach Carda. On po prostu uwielbia zrzucać na głowę dzieciakom problemy natury globalnej i do tego można się przyczepić. Młody wybraniec zbawiał świat(y) już w kilku jego seriach, ale pomimo że widzę wyraźnie tę wtórność wątku, nie przeszkadza mi to. Nigdy nie odniosłam wrażenia, że ponownie opowiada mi tę samą historię, tylko zmieniając dekoracje. Poza tym im większa skala problemu, tym bardziej epicki wydźwięk ma całość powieści. Card to potrafi mimo sięgania po znany schemat. Za każdym razem patrzy na niego z innej perspektywy. Pilnuje, aby wszystko trzymało się w ustalonych ramach i konwencji, i pracowało ze sobą w harmonii jak dobrze naoliwiona maszyna.

Mogłabym pisać jeszcze długo i pochlebnie, ale oszczędzę wam ględzenia, licząc, że to wszystko co do tej pory napisałam o twórczości Carda, posłuży Wam za wskazówkę i udacie się do najbliższej księgarni po własny egzemplarz jego książki. :)

Tytuł: Ruiny (The Ruins)
Cykl: Serpent World
Tom: 2
Autor: Orson Scott Card
Tłumaczenie: Maciejka Mazan, Kamil Lesiew
Wydawca: Prószyński i S-ka
Data wydania: 18 czerwca 2013
Liczba stron: 384
Oprawa: miękka
Cena: 35 zł

W sieci znana też jako Koralina Jones. Redaktor naczelna Gavran.pl, główny administrator Forum Gavran ( http://forum.fan-dom.pl ), administruje także Thornem - oficjalną stroną Anety Jadowskiej ( http://anetajadowska.fan-dom.pl ). Współzałożycielka Grupy Fan-dom.pl . W wolnych chwilach recenzentka i blogerka.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze