Helene Wrecker “Golem i dżin” – recenzja

Podoba się?

„Golem i dżin” to debiutancka powieść młodej amerykańskiej autorki, która w Polsce ukazała się nakładem wydawnictwa Fabryka Słów. Helene Wrecker w swej pierwszej powieści postanowiła połączyć ze sobą mitologię żydowską i arabską.

Jak łatwo można domyślić się po tytule, głównymi bohaterami książki są: ulepiona z gliny i ziemi golem Chawa oraz powstały z ognia dżin Ahmad. Zasadnicza akcja powieści osadzona została w Nowym Jorku początków XX w., do którego to trafiają wspomniane wyżej istoty. Czytelnik ma również szansę na krótką chwilę trafić nad nasz rodzimy Bałtyk, czy też w piaski syryjskiej pustyni. Niestety, podczas lektury trudno było zidentyfikować, w jakim mieście przyszło żyć Chawie i Ahmadowi. Co prawda pada kilka nazw ulic i charakterystycznych dla ówczesnego Wielkiego Jabłka obiektów, jednak takie lekkie potraktowanie sprawiło, iż całość została obdarta z klimatu tamtej epoki. Brakowało mi zagłębienia się przez autorkę w opis miasta, życia jego oraz mieszkańców. A była ku temu sposobność, gdyż dżin preferował nocne wyprawy po mieście. Ubiór nowojorczyków z tamtych czasów, ta mieszanka wielu kultur ludzi szukających szczęścia w, z pozoru, lepszym świecie lub choćby sama architektura Nowego Jorku stanowiły spore pole do popisu A, jak już wspomniałam, wykorzystane zostały jedynie w małym procencie, przez co wystarczyłoby jedynie podmienić nazwy i historia opowiadana przez Wrecker mogłaby dziać się w każdym innym miejscu na świecie. Miejscu oraz czasie, ponieważ sam czas akcji również został słabo uwidoczniony i ciężko zorientować się, iż mamy do czynienia z początkami minionego stulecia.
Tym, co charakterystyczne dla głównej pary bohaterów, jest fakt, iż są oni doskonałym odzwierciedleniem żywiołów, które reprezentują. Chawa-ziemia to spokojna, opanowana i zamknięta w sobie kobieta, która każdego dnia uczy się, czym jest życie, jak współistnieć w społeczeństwie oraz jakie możliwości, a także przekleństwa, daje jej to, kim jest. Zważywszy na jej zaledwie trzydziestodniowe istnienie, radzi sobie całkiem dobrze, a przecież zadania nie ułatwia jej przymus ciągłego pilnowania, by przed nikim nie zdradzić czym jest.
Ahmad-ogień to natomiast, jak na reprezentanta tegoż żywiołu przystało, jegomość impulsywny, trudny do okiełznania, który kieruje się swoimi emocjami, humorami i zachciankami, nie zastanawiając się przy tym, że jego kaprysy mogą sprowadzić nieszczęście na niego samego lub tych, którzy przyjęli go pod swój dach.
I to tyle, ile można powiedzieć na temat tych postaci, gdyż, najogólniej rzecz ujmując, od strony kreacji nie wzbudzili oni we mnie większych emocji – ani sympatii, ani niechęci. Ot, po prostu byli i nic ponad to. Wrecker nie obdarowała ich barwną osobowością, interesującymi cechami, a część z ich zachowań była momentami dość naiwna. O ile można by wybaczyć to Chawie, która chodzi po świecie od niedawna, o tyle kilkusetletniemu dżinowi już nie.
Prócz mitycznych istot Czytelnik poznaje również stuprocentowych ludzi, jednak w moim odczuciu odgrywali oni rolę swoistego wypełniacza, pojawili się na moment, byle odbiorca miał wrażenie, iż główna para bohaterów nie żyje jedynie w swoim zamkniętym świecie, a w jakiś sposób integruje się ze społeczeństwem.
Podzielenie przez Fabrykę Słów powieści na dwie części nie wpłynęło, w moim odczuciu, dobrze na odbiór fabuły. W pierwszej części Czytelnik poznaje historię i początki życia Chawy i Ahmada w Nowym Jorku, lecz tak wyszło, iż zostało to opisane w sposób dość statyczny, mało dynamiczny, przez co książkę można odebrać, jako nudną. Osobiście mam nadzieję, że w drugim tomie akcja nabierze większego tempa i będzie bardziej porywająca, a ten spokój był tylko wstępem do emocjonujących wydarzeń.
Helene Wrecker nie ustrzegła się w swym debiucie przed błędami, których można było łatwo uniknąć, choćby krótkim wyjaśnieniem np. skąd, zarówno u golem i dżina, znajomość języków innych niż ich ojczysty. Pojawiają się również takie potknięcia, które książce odbierają wiarygodność – bo kto przy zdrowych zmysłach, od tak, przyjmuje do wiadomości pojawienie się nagle pod swoim dachem dżina, bądź takie, które śmieszą w mało pozytywnym znaczeniu tego słowa – od kiedy Bałtyk to ocean?
Co do samego stylu i języka, jakimi napisana jest powieść, nie sprawiają one kłopotów w odbiorze, są jasne i przejrzyste, ale też nie oddają klimatu czasów, w jakich dzieje się akcja, gdyż, w moim prywatnym odczuciu, słownictwo użyte przez Helene Wrecker jest współczesne.
Czy po lekturze pierwszej części „Golem i dżina” mogę powiedzieć, że dostałam to, czego oczekiwałam i jestem zadowolona? Raczej nie, ale zawsze istnieje szansa, iż po zapoznaniu się z drugim tomem i dokończeniu historii, ostateczna ocena debiutu Wrecker będzie pozytywna.

Zły Wilk

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze