Miroslav Žamboch „Na ostrzu noża” – recenzja

Podoba się?

„Na ostrzu noża” to wznowienie – tym razem jednotomowe – dobrze znanego polskim Czytelnikom cyklu o Koniaszu autorstwa Czecha Miroslava Žambocha.

Pierwszy raz Koniasz zawitał do Polski blisko dekadę temu, w roku 2007. I przyznam szczerze, iż już wtedy miałam zamiar sięgnąć po tę pozycję, ale jakoś, w natłoku innych lektur, nie wyszło. Aż w końcu nadszedł ten dzień, gdy Fabryka Słów postanowiła wznowić ową serię i książka trafiła w moje ręce. Pierwsze skojarzenie z tym, co już znałam, jakie nasunęło mi się po rozpoczęciu lektury, to rodzimy cykl o Wiedźminie. Drugim natomiast były dzieła Joe Abercrombiego. Ale to tylko taka moja prywatne chronologia, gdyż, o ile Geralt z Rivii rzeczywiście przyszedł na świat dawno temu, o tyle książki Amerykanina są młodsze od omawianej.

Koniasz to najemnik, owiany złą sławą, jednocześnie wybitny specjalista w swoim fachu – taki, dla którego praktycznie nie ma rzeczy niemożliwych do zrobienia, a jedynym, co może mu przeszkodzić w wykonaniu zleconego zadania, jest jego własna śmierć. Choć i w tym przypadku można by mieć pewne wątpliwości. Ale mocno pomyliłby się ten, kto uznałby Koniasza za zwykłego prostaka, rzeźnika, który jedynie potrafi zabijać innych. Wbrew pozorom nasz główny bohater to również facet inteligentny, oczytany, dobrze wychowany, posiadający swój kodeks honorowy oraz ogromną dozę… opiekuńczości. Nic więc dziwnego, iż pewien prawnik postanawia powierzyć mu bardzo ważne zadanie, o którym praktycznie nikt nie może się dowiedzieć – zaprowadzić karawanę ponad tysiąca osadników do „ziemi obiecanej”. Najemnik oczywiście podejmuje się tej pracy i jest to moment, z którym jego kłopoty dopiero się zaczynają.

Jak nie trudno się domyślić, gdyby z chwilą przyjęcia zlecenia na głowę Koniasza nie zaczęły sypać się problemy z jego realizacją, nie byłoby książki i tej recenzji. Žamboch serwuje zatem Czytelnikowi pełną zwrotów akcji i wciągająca fabułę, która nie pozwala na dłużej oderwać się od lektury. Książka napisana jest lekkim stylem i językiem, a wbrew temu, czego można by się obawiać po jej tematyce oraz bohaterach, nie znajdziemy tu zbyt wiele prostackich tekstów, grubiaństwa czy nawet przekleństw. Chociaż nie brakuje scen walki, są one ukazane w bardzo przyjemny i niewzbudzający zbytniego obrzydzenia sposób – wnętrzności nie fruwają dookoła, a krew nie przelewa się po kartkach hektolitrami. Dodatkowo autor, zapewne uwzględniając swoje prywatne zainteresowania, zadbał, by odbiorca dostał do rąk sceny szermierczych pojedynków z dokładnym opisem wszelkich cięć, pchnięć czy zasłon. Oczywiście, zabierając się za lekturę książki, w której pojawiają się najemnicy, wojsko oraz setki ludzi z różnych społeczeństw, trzeba się liczyć z tym, iż nie będzie to bajeczka na dobranoc dla przedszkolaków. Ale tak, jak wspomniałam – cała brutalność zaprezentowana jest w akceptowalny sposób.

Mnie jednak najbardziej podobały się nie sceny walk, a przygotowania, jakie towarzyszyły wyruszeniu karawany, a później wysiłki związane z jej wędrówką. Pokazują one, jak interdyscyplinarną wiedzę trzeba było posiadać, żeby w ogóle podjąć się tego przedsięwzięcia, gdyż trzeba pamiętać, a o czym jeszcze nie wspominałam, iż akcja „Na ostrzu noża” osadzona jest w czasach quasiśredniowiecza.

Jeśli natomiast chodzi o kreację postaci, Žamboch był na dobrej drodze, by stworzyć na kartach swej powieści zestaw silnych, intrygujących bohaterów. Jednak, gdzieś po drodze większa część z nich mocno się rozmyła, straciła na pierwotnym charakterze czy zapowiadanym znaczeniu. Niekiedy podczas przemierzania kolejnych stron miałam wrażenie, jakby autor w ogóle o części nich zapomniał i dopiero na parędziesiąt stron przed końcem książki zreflektował się, wymyślając im jakąś scenę. Naturalnie, najbardziej dominującą i rozbudowaną jest postać Koniasza, choć Czytelnik widzi go jedynie tu i teraz, nie ma szans, aby dowiedzieć się czegoś więcej o przeszłości bohatera, Žamboch praktycznie nic na ten nie wspomina. Niestety, kreacja głównego bohatera, przynajmniej dla mnie ma dwie zasadnicze wady. Po pierwsze, jego dominujący charakter sprawił, iż pozostałe postacie, mimo sporego potencjału, zostały zepchnięte na nawet nie drugi, a trzeci plan. Lecz, to by się jednak dało jakoś przełknąć, przecież jest głównym bohaterem. Tym, co najbardziej drażniło mnie w Koniaszu, była jego doskonałość pod każdym względem – na każdy problem miał rozwiązanie, z każdym musiał wygrać w walce, choćby był to pojedynek w stylu on sam kontra dziesięciu wojów. Niestety, wypada to mało naturalnie, gdyż raczej nikt w życiu nie ma tyle szczęścia.

Mimo drobnych wad „Na ostrzu noża” czyta się przyjemnie oraz szybko i z pewnością nie można uznać tej książki za stratę czasu. Może jej fabuła nie jest jakoś szczególnie odkrywcza i w światach fantasy nie trudno znaleźć podobne, jednak ja nie żałuję, iż dane mi było zapoznać się z Koniaszem oraz jego karawaną. Chętnie sięgnę po kolejne pozycje z tym bohaterem, które swego wznowienia doczekają się już wkrótce.

Zły Wilk

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze