Wywiad z Aleksandrą Janusz

Podoba się?
Aleksandra Janusz
fot. Magdalena Gajda-Fudalej

Z okazji wznowienia debiutu pisarskiego Aleksandry Janusz, “Domu Wschodzącego Słońca”, autorka zgodziła się odpowiedzieć na kilka pytań naszej redakcji. O tym, czy w nowym wydaniu swojej pierwszej powieści Janusz wprowadziła jakieś poprawki, jej obecnych projektach i planach na przyszłość oraz niecnych zamiarach Hardej Hordy dowiecie się w poniższej rozmowie. Zapraszamy!

Gavran: Po kilku latach nieobecności “Dom Wschodzącego Słońca” wraca na półki księgarń. Jak się z tym czujesz?

Aleksandra Janusz: Poza tym, że doskonale i że wreszcie mam szansę na kontynuację serii, mam wiele spostrzeżeń natury socjologicznej. Recenzje książki napisanej przed kilkunastu laty czyta się z zupełnie innym nastawieniem – w całej jaskrawości teraz widzę, do jakiego stopnia powieści żyją w kontekście czasów, w których zostały wydane i ile czynników niezależnych od autora wpływa na ich odbiór. A zmieniło się naprawdę dużo.

G: Czy wprowadzałaś jakieś zmiany do najnowszego wydania tej książki?

AJ: Tak, wyretuszowałam kilka scen, dialogów, piosenek, dwie wprost wymieniłam. Nie chciałam, żeby to była inna książka, ale ta sama, tylko lepiej napisana. Uwspółcześniłam ją – przeniosłam czas akcji z okolic roku 2000 w okolice 2010. To nadal nie jest teraźniejszość, ale mają już smartfony. Oczywiście teraz się zastanawiam, czy nie zmieniłam za mało, ale kiedyś trzeba powiedzieć stop poprawianiu. Ta książka już raz się ukazała i, żeby mieć zupełnie nową, powinnam ją napisać.

G: Z tego, co widziałam, sequel “Domu…” pojawi się na pewno i będzie zatytułowany “Mandala”. Czy planujesz też jeszcze kolejne części w serii?

AJ: Tak, „Miasto magów” jest z założenia trylogią i kiedy uporam się już z domknięciem mojej drugiej serii – czwartym tomem „Kronik Rozdartego Świata” – zabiorę się za „Pierwsze miasto”. Myślę, że przez ten czas czytelnicy sobie spokojnie wszystko nadrobią.

G: Nie czytałam jeszcze “Domu Wschodzącego Słońca”, ponieważ kiedy chciałam po niego sięgnąć, był już trudno dostępny, ale z opisu przypomina mi książkę w stylu urban fantasy. Czy lubisz ten gatunek? Jakie serie mogłabyś z niego polecić?

AJ: Urban fantasy przeżywa w tej chwili swój renesans, ale pod tą nazwą kryją się różne podgatunki. Staroszkolne urban fantasy opiera się na połączeniu współczesnego miasta z elementami nadnaturalnymi opartymi o rozmaite mitologie, nierzadko ich współczesne wersje; łatwo dryfuje w stronę horroru, często zapędza się na teren powieści detektywistycznej. Klasycznym przedstawicielem gatunku jest seria komiksowa “Sandman” i powieść “Nigdziebądź”. Inne, podobne tytuły to świetny cykl o Matthew Smithu Kate Griffin, “Akta Harry’ego Dresdena” autorstwa Jima Butchera czy też “Rzeki Londynu” Bena Aaronovitcha. Na polskim rynku najmocniej trzyma się tego nurtu  Martyna Raduchowska.  W ostatnich latach rozpowszechnił się nurt reprezentowany przez Ilonę Andrews, a u nas Anetę Jadowską, gdzie intryga detektywistyczna jest wzbogacona w silne wątki romansowe i obyczajowe. Przyjęło się, że takie urban fantasy częściej znajduje nabywców wśród czytelniczek, chociaż oczywiście bywa różnie – praktyki marketingowe czasami rozmijają się z odbiorcą docelowym.

“Dom Wschodzącego Słońca” na tej skali znajduje się bliżej Gaimana i Griffin, częściowo  dlatego, że gdy go pisałam, gatunek po prostu tak wyglądał. Poza tym – ja nic nie mam przeciwko dobrym książkom opartym na wątku romantycznym, ale ich nie piszę, przejawiam raczej inklinacje do powieści przygodowych.

G: Co jeszcze możemy znaleźć w Twojej debiutanckiej książce? Komu mogłabyś ją polecić – młodzieży czy może starszemu czytelnikowi?

AJ: Trzeba pamiętać, że kilkanaście lat temu, gdy powstawał DWS, nie dzieliliśmy powieści z taką chirurgiczną precyzją na grupy wiekowe. Do dziś nie potrafię tego robić – moja druga seria, “Kroniki Rozdartego Świata”, jest zdecydowanie bardziej family friendly, w sensie nie przeklinają za bardzo i nie zabijam dzieci oraz kotków, ale młodszy odbiorca po prostu nie przebrnie. “Miasto magów” jest znacznie cięższym cyklem pod względem podejmowanej tematyki. Przez lata dostawałam informacje zwrotne od czytelników w bardzo różnym wieku, od nastolatków, po zdecydowanie dorosłych przedstawicieli świata nauki… Poleciłabym zatem książki z cyklu „Miasto magów” komuś, kto szuka niegłupiej przygodowej powieści z nutą horroru. Zastrzegam, że nie ratuję świata, nie piszę żadnych utopii ani antyutopii, piszę ludzi, takich za oknem.  Zależy mi, żeby nikogo nie walić po głowie dydaktyzmem. Oczywiście punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.

G: Oprócz powrotu “Domu Wschodzącego Słońca” oraz zapowiedzi “Mandali” – jego kontynuacji – napisałaś ostatnio trzy części Kronik Rozdartego Świata, które swoją drogą uwielbiam. :) Magowie, którzy muszą obliczyć skomplikowane równania matematyczne i różniczkować w pamięci, aby rzucić zaklęcie – genialne! Powiedz, proszę, skąd pomysł na tak rozbudowany i wciągający świat przedstawiony?

AJ: Część koncepcji, tzn. tych dotyczących wielowymiarowej przestrzeni, funkcjonowało już w cyklu “Miasto magów”. Zresztą w “Kronikach…” znajduje się pewien element świata, który te dwa uniwersa łączy, trudno go rozpoznać, ale jak już się raz wyłapie, efekt jest bardzo zabawny.  Jeśli mam coś podpowiadać, warto się uważnie przyjrzeć arboriańskiej religii. Ale przede wszystkim zaczęło się od żartu – że wyższa matematyka to jak czarna magia, więc magowie powinni być naukowcami. A że trochę wiem, jak pracują naukowcy, wszystko co zdarzyło się później było konsekwencją pierwotnych założeń.

G: W “Kronikach Rozdartego Świata” mnóstwo czasu antenowego dajesz silnym postaciom kobiecym. Mamy tutaj w końcu Szaloną Meg, Belinde, Amadine czy Kat. Czy na podobne girlpower możemy liczyć także w “Domu Wschodzącego Słońca”?

AJ: Zacznijmy od tego, że niektórym ludziom się wydaje, że biorę te postacie z kulturowego repozytorium silnych postaci kobiecych – do tej pory gdzieś wisi opinia bardzo wkurzonego czytelnika, który twierdzi, że to są osoby i relacje nierealistyczne. Tymczasem jeśli chodzi o charakter, wypowiedzi, dialogi – wszystko jest brane z obserwacji. Naukowcy w life sciences to są w dużej mierze kobiety, o bardzo zróżnicowanych charakterach. To trochę taki efekt uboczny kierowania ściśle uzdolnionych dziewczynek do nauk przyrodniczych. Znam osoby podobne do Szalonej Meg, Belinde, Amandine czy też Kathryn.  Znam także facetów podobnych do Vincenta – spokojnych, trochę introwertycznych myślicieli. W cyklu „Miasto magów” również – pod schematami, na których oparłam te postaci – starałam się ułożyć z puzzli rzeczywistych ludzi. Główną bohaterką jest nastoletnia dziewczyna, Eunice, która do grzecznych nie należy – znajduje się właśnie w fazie buntu i usiłuje się pokłócić z całym światem, ma zresztą do tego buntu dobre powody. Zostaje niejako adoptowana przez trzech pokiereszowanych przez życie, nieco nieprzystosowanych magów, mieszkających razem w zagraconym domu, nie mających pojęcia o wychowywaniu młodzieży, ale pełnych dobrych chęci. Uczą ją więc tego, co sami potrafią, na przykład sztuk walki. W drugim tomie wychodzą na pierwszy plan pozostałe kobiece postacie, takie jak Emily Spencer czy też matka Eunice, Sabrina. Oraz pewna zwykła, ale bardzo zdeterminowana śmiertelniczka.

G: Jakimi projektami obecnie się zajmujesz?

AJ: Chwilowo usiłuję ustawić eksperymenty na białku Rab11 i dać sobie radę w życiu zawodowym, a literacko pracuję nad czwartym tomem “Kronik Rozdartego Świata”, “Ukrytą Fortecą”. Część finałowa będzie się rozgrywać w Dolorii, kraju okupowanym przez Arborię.

G: Z wykształcenia jesteś biologiem molekularnym i doktorem neurobiologii. Czy twoja wiedza zawodowa przydaje się w jakiś sposób przy pisaniu książek?

AJ: Przede wszystkim widać to wykształcenie w przypadku “Kronik Rozdartego Świata”, bo w postaciach czarodziejek, czarodziejów i w sposobie jaki pracują zawiera się spora część mojej codzienności. Każdy z bohaterów w jakiś sposób odzwierciedla typy ludzkie, jakie spotyka się w laboratorium, chociaż oczywiście żadne z nich nie jest konkretną osobą. Jeśli chodzi o samą czystą wiedzę, to oczywiście wykorzystuję ją jak wszystko inne, czego się w życiu dowiedziałam. Praca naukowa i umiejętności, jakie się zdobywa w jej trakcie przydają się podczas organizacji pracy nad powieścią. I odwrotnie – wyczucie językowe oraz umiejętność wyjścia poza sztywne ramy myślowe bardzo się przydają w pracy naukowej, zarówno przy opisywaniu doświadczeń, jak i projektowaniu eksperymentów. Mam też świadomość, że wiem, że nic nie wiem i nie powinnam mówić do czytelnika udając, że znam wszystkie odpowiedzi.

G: Jak w ogóle dasz radę pogodzić pracę z pisaniem?

AJ: Przede wszystkim nie piszę dużo i nie robię tego przez cały rok, zwykle przez kilka miesięcy inkubuję tekst, zanim do niego zasiądę. Zarówno praca naukowa, jak i praca literacka przebiegają w cyklach, czasami tej pracy jest więcej, czasem mniej, czasami jest tak rutynowa, że nie obciąża procesora. Trzeba dobrej organizacji czasu, żeby się ze wszystkim ogarnąć, zwłaszcza że przerzucanie się między obydwoma trybami nie należy do łatwych. Mam oczywiście pewne sztuczki, np. kwadrans drzemki po pracy oczyszcza synapsy i pozwala się skoncentrować, podobnie jazda na rowerze. Trzeba pilnować regularnych pór posiłków, żeby utrzymywać mózg w formie przez cały dzień i prowadzić tzw. zdrowy tryb życia, na tyle, na ile można włożyć w to czas i energię. Człowiek głodny, niewyspany albo chory nie jest szczególnie twórczy. Przez kilka lat pomagała mi inicjatywa NaNoWriMo, przez listopad byłam w stanie skompletować prawie połowę książki. W tym roku będę to robić w kwietniu.

G: W jakim kierunku, jako pisarka, chciałabyś się rozwijać? Czy pragniesz pozostać przy fantastyce czy próbować swoich sił także w innych gatunkach literackich?

AJ: Mam wiele pomysłów, przy czym niektóre są „fantastyczne”, inne nie. Uważam, że fantastyka to niedoceniany gatunek i ma możliwości, których literatura tzw. mainstreamowa mogłaby  jej zazdrościć – i nie do końca je wykorzystujemy. Na razie priorytetem jest dokończenie “Kronik Rozdartego Świata” i “Miasta magów”. Nie wiem, dokąd mnie poniesie później. Wciąż pojawiają się nowe historie.

G: Jaką radę – biorąc pod uwagę twoje doświadczenia z wydawaniem powieści – mogłabyś dać początkującemu autorowi?

AJ: Zaczynaj od opowiadań i ucz się od mistrzów. Nie zakładaj, że się za to utrzymasz. Bądź bardzo cierpliwa/cierpliwy. Droga jest ważniejsza niż cel – nieważne ile osiągniesz, poznasz wielu niesamowitych ludzi i odwiedzisz wiele ciekawych miejsc. Mniej myśl o wydawaniu powieści, więcej o doskonaleniu warsztatu. W ogóle mniej się przejmuj publikacją, a bardziej staraj się mieć frajdę z tego, co robisz.

Może powinnam dodać, bo to teraz ważny temat, że pieniądze zawsze powinny płynąć w twoją stronę. Jeśli jakieś wydawnictwo próbuje cię namówić na „współfinansowanie” to jest tak zwane vanity publishing, czyli toksyczny podmiot, który wykorzystuje autorów, oferując im słabe usługi za wygórowaną cenę. Jeśli tylko tacy wydawcy się tobą interesują, poczekaj z publikacją. Nie warto opłacać próżności, nie da się kupić umiejętności, własna książka to nie jest trofeum. Debiut powieściowy to ciężka próba charakteru i lepiej się na nią wystawiać dopiero, gdy się już zjadło beczkę soli.

Poza tym książka jaka jest, każdy widzi, i gdy początkujący autor czuje, że jego własnym tekstom brakuje jeszcze rączek i nóżek (choćby niechętnie się do tego przyznawał), znajduje się na dobrej drodze. Ale nie należy zakładać, że się odniesie sukces i nie nastawiać się na to. Powodzenie jest w dużej mierze funkcją szczęścia, więc bardzo się liczy motywacja wewnętrzna, chęć opowiadania własnych historii.

G: Od jakiegoś czasu można zauważyć, że aktywnie działasz wraz z innymi polskimi pisarkami, zwącymi się Hardą Hordą. Czy możesz opowiedzieć nam coś więcej o Waszej inicjatywie? Jak do niej doszło, co razem robicie, jakie macie plany?

AJ: Już opowiadała o tym troszkę Agnieszka Hałas – zaczęło się od bardzo długiej dyskusji na mojej ścianie o tym, że na trudnym polskim rynku pisarki potrzebują wsparcia i zanim się obejrzałyśmy, kompletowałyśmy katalog jako grupa Fantastic Women Writers of Poland na zeszłoroczne londyńskie Targi Książki. Mamy próbki tłumaczeń, mamy anglojęzyczne streszczenia, spotkałyśmy się nawet z zainteresowaniem, ale na razie zdajemy sobie sprawę z tego, że to jest praca na lata. A po polsku nazywamy się Harda Horda. To jest przede wszystkim inicjatywa towarzyska – z  naturalnych względów do grupy należą te osoby, które się dobrze znają, nie mają nic przeciwko okazjonalnej pracy w grupie i mogą się kontaktować na bieżąco przez Internet. Wsparcie rzeczywiście jest ogromne, rozmawiamy na trudne tematy życiowe i zawodowe i można łatwo zaobserwować, jak to wpływa na produktywność pisarek z całej grupy, doszło nawet do spektakularnych powrotów. To między innymi zasługa Marty Kisiel. Poza katalogiem, stroną i występowaniem razem na konwentach prowadzimy ostatnio cykl felietonów na portalu Lubimy Czytać – to dzięki Anecie Jadowskiej. Stroną na FB zajmuje się Magdalena Kubasiewicz, i wciąż w planach jest regularna strona internetowa – wszystko po kolei. Knujemy też inne rzeczy, o których na pewno dowiedzą się czytelnicy, kiedy projekt dojdzie do skutku. Ja tam jestem od niemożliwych pomysłów i mam nadzieję, że gdy po bardzo trudnej zimie wróci mi energia, zapewnię ich jeszcze kilka.

Wywiad przeprowadziła Blair.

Aleksandra Janusz (właśc. Aleksandra Janusz-Kamińska)

Rocznik 1980, urodzona w Warszawie. Doktor neurobiologii, obecnie pracuje w Międzynarodowym Instytucie Biologii Molekularnej i Komórkowej w Warszawie. Debiutowała w „Science Fiction” 4/2001 opowiadaniem „Z akt miasta Farewell”, jest autorką powieści „Dom Wschodzącego Słońca” oraz trzech tomów serii science fantasy „Kroniki rozdartego świata” – „Asystent czarodziejki”,  „Utracona Bretania” i „Cień Gildii”.  Publikowała opowiadania i artykuły publicystyczne w internetowym magazynie Fahrenheit, w magazynie mangi i anime „Kawaii” oraz w innych czasopismach. Uzależniona od książek, czyta wszystko; nie jest gatunkistką. Zawodowo zajmuje się molekularnymi mechanizmami rozwoju neuronów, pamięci i uczenia się.

Pełnoetatowa książkoholiczka i filmomaniaczka. Recenzentka - amatorka, szpanująca swoim talentem pisarskim i nie rozumiejąca, dlaczego nikt nie chce podziwiać blasku jej intelektu, który przecież razi wszystkich po oczach. Czasami o skłonnościach masochistycznych, wiecznie niewyspana. Niepoprawna romantyczka, marząca o naprawianiu świata. Ponoć mówią, że nocą staje się Nocnym Cieniem i szuka nowych, szeleszcząco - papierowych ofiar...

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze