Bratobójca – Jay Kristoff – recenzja

Podoba się?

Po wyczekanym i przeczytanym wznowieniu Tancerzy burzy od razu zabrałam się za drugą część trylogii. Powiedzieć, że Jay Kristoff nie rozczarowuje w kontynuacji Wojny lotosowej, a powieść wciąga od pierwszych stron, to powiedzieć za mało.

Na początku miałam trochę wątpliwości do Bratobójcy. Tancerze burzy rozwijali się bardzo powoli – zanim autor przedstawił czytelnikom tę bardziej interesującą część historii, musiałam przebić się przez kilkaset stron niepotrzebnego wprowadzenia, manewrowania nowopoznanymi postaciami i ogólnego chaosu. Na szczęście to wszystko pozostało za mną, bo jak w drugiej połowie Tancerzy... opowieść dostała sporego kopa i wyrwała do przodu, tak w Bratobójcy nie zwalnia już ani na moment.

Po lekturze tej książki mam wrażenie, że autor dostarczył w niej czytelnikom wszystkiego w podwójnej dawce – dwa razy więcej wątków, bohaterów, nieoczekiwanych zwrotów akcji, intryg oraz machinacji. Gdyby nie fakt, że poznałam i polubiłam te postacie w pierwszej części, mogłabym dostać od tego wszystkiego zawrotów głowy. Dzieje się mnóstwo. Tutaj stwierdzenie, że nie wiesz, co się wydarzy na kolejnej stronie, nabiera nowego znaczenia.

Mimo że Jay Kristoff wciąż ma problem z formą tekstu i stereotypowym przedstawieniem wizerunku Japonii (a skoro moja wiedza ogranicza się do podstawowego minimum oraz kilku anime, to nie jest dobrze), wszystko wypada dziesięć razy lepiej niż w Tancerzach burzy. Widać poprawę stylu pisarza, albo chociaż pracę redakcji, z czego naprawdę się cieszę. Jednak fakt pozostaje faktem – nawet w Bratobójcy znajdziecie całe mnóstwo niepotrzebnych dłużyzn i scen, które spokojnie można by było wyciąć.

Na szczęście autor nadrabia samą historią. Przez całą lekturę drugiej części trudno opowiedzieć się za którymś z bohaterów. Niby już od samego początku wiadomo, która strona konfliktu jest „tą złą”, a która „tą dobrą”, lecz wraz z rozwojem akcji granice rozmywają się, a motywacje każdej z postaci pozostawiają wiele do życzenia. Nawet nasza protagonistka, Yukiko, kieruje się rozżaleniem, złością i chęcią zemsty. Nie dostajemy od Kristoffa charakterów z idealistycznym podejściem do sprawy oraz lekarstwem na całe zło wyrządzone przez ludzkość. Większość z nich tak naprawdę przypomina dzieci zagubione we mgle. Dzieci, które bardzo chcą się z tej mgły wydostać, ale tak na dobrą sprawę nie mają pojęcia, co zrobią, kiedy (albo jeśli) im się to uda.

I to właśnie sprawia, że ta opowieść jest taka cudowna.

Pełni wad bohaterowie, niespodziewane zwroty akcji, nieprzewidywalne decyzje i niedające oka zmrużyć dramaty. W Bratobójcy znajdziecie wszystko. Tak jak po lekturze Tancerzy… byłam szczerze zainteresowana, jak autor dalej poprowadzi akcję, tak teraz po prostu boję się sięgnąć po Głoszącą kres. Biorąc pod uwagę twórczość pisarza, nie mam powodów nie zakładać, że czeka mnie tam cokolwiek innego, jak rzeź, zgrzytanie zębów oraz morze łez i krwi.

Po co więc zwlekać? Trzeba czytać od razu!

autor: Jay Kristoff
tytuł: Bratobójca
cykl: Wojna lotosowa
tłumaczenie: Jakub Radzimiński
tytuł oryginału: Kinslayer
data wydania: 16 marca 2016
ISBN: 9788328014909

Pełnoetatowa książkoholiczka i filmomaniaczka. Recenzentka - amatorka, szpanująca swoim talentem pisarskim i nie rozumiejąca, dlaczego nikt nie chce podziwiać blasku jej intelektu, który przecież razi wszystkich po oczach. Czasami o skłonnościach masochistycznych, wiecznie niewyspana. Niepoprawna romantyczka, marząca o naprawianiu świata. Ponoć mówią, że nocą staje się Nocnym Cieniem i szuka nowych, szeleszcząco - papierowych ofiar...

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze