„Magia łączy” – Ilona Andrews – recenzja

Podoba się?
„Magia łączy”

„Magia łączy” to już dziewiąty tom przygód żyjącej w postprzesunięciowej Atlancie Kate Daniels. Powieść autorstwa Ilony Andrews ukazała się w połowie września nakładem wydawnictwa Fabryka Słów.

Czas płynie szybko i nie wiadomo kiedy mijają kolejne miesiące. Od mojego pierwszego spotkania z Kate mija właśnie w tym roku dziesięć lat. A gdyby nie między innymi ta seria, prawdopodobnie nie byłoby portalu, na którym możecie przeczytać tę recenzję, więc mój sentyment do niej jest tym większy.

Ilona Andrews (a raczej duet skrywający się pod tym pseudonimem) już od pierwszej odsłony potrafiła przyciągnąć Czytelników dynamiczną akcją i ciekawymi postaciami. Często bywa tak, iż wraz z rozwojem cyklu i przybywająca ilością jego tomów jakość książek spada, a sama historia staje się nudna i powtarzalna. Lecz ten problem, w moim odczuciu, nigdy nie dotyczył przygód Kate. Dziewiąta część nie jest pod tym względem wyjątkiem. Już od samego początku wiadomo, że będzie się działo. I to przez duże de.

Kate i Curran przygotowują się do ślubu. Jak nietrudno się domyślić, w ich przypadku nic nie przebiega standardowo i spokojnie. Ceremonia już za parę dni, a przyszła panna młoda nie ma nawet sukni ślubnej. Ale to najmniejszy z jej problemów, zwłaszcza od chwili, gdy Wyrocznia wróży zbliżającą się apokalipsę oraz śmierć tych, których Daniels kocha najbardziej. Wszystko to oczywiście przez Rolanda, coraz bardziej drażniącego się z córką i próbującego zmusić ją do podjęcia działania. Jak zwykle, jedyną osobą mogącą zapobiec zagładzie jest sama Kate.

Trzeba przyznać, że Ilonie Andrews nie brakuje pomysłów na coraz to nowsze kłody rzucane głównej bohaterce pod nogi. Można by pomyśleć, że w którymś momencie stanie się to monotonne, ale autorka dba, by Czytelnik za każdy razem otrzymywał coś świeżego. Wykreowany świat, w którym magia walczy z technologią o władanie nad planetą, jest na tyle nieprzewidywalny, iż daje szerokie pole do popisu. Mordercze króliko-kaczki, stąpający po ziemi bogowie czy mityczne stwory są codziennością dla mieszkańców Atlanty i reszty globu. Nigdy nie wiadomo, co jeszcze wypełznie z cienia przy najbliższej fali magii.

W serii o Kate Daniels nie brakuje odniesień do mitologii z całego świata i praktycznie każdy tom ma swój, nazwijmy to, motyw przewodni. Przy okazji fabuły tej części, Andrews postanowiła zaprezentować fanom elementy wierzeń słowiańskich, co dla nas powinno być szczególnie interesujące. Sama autorka z pochodzenia jest Rosjanką, pozostajemy zatem we wspólnym kręgu kulturowym, dzięki czemu lektura „Magia łączy” pozwala wzbogacić posiadane informacje o rodzimych mitach i bóstwach. Bo przecież fantastyka może również uczyć, prawda?

Ten tom rozszerza również naszą wiedzę na temat Rolanda oraz dziedzictwa, jakie skrywa w sobie Kate. By móc pokonać ojca kobieta musi w końcu poznać swoja moc, a z pomocą przychodzi jej ktoś, kto jeszcze kilka tomów temu był śmiertelnym wrogiem Daniels. Muszę przyznać, że ponowne pojawienie się tej postaci, zwłaszcza sposób, w jaki ja ukazano, bardzo mi się spodobał. Oprócz przekazywanych głównej bohaterce nauk i historii z przeszłości stanowi doskonały humorystyczny dodatek, a jej kąśliwe uwagi rozładowują napiętą atmosferę.

Oczywiście prócz humoru i trzymających w napięciu wydarzeń, „Magia łączy” niesie ze sobą pełen wachlarz emocji. Radość i szczęście balansowane są przez strach i smutek. Pojawienie się niespodziewanych sojuszników równoważy zdrada bliskich przyjaciół. Ilona Andrews sprawnie operuje uczuciami zarówno bohaterów, jak i swoich Czytelników czyniąc tym samym swoją powieść wiarygodną oraz realną.

Na koniec muszę jednak dorzucić do tej laurki odrobinę niezadowolenia. Mianowicie rozczarowała mnie lekko scena starcia Kate vs. Roland. Wszyscy gorączkowo przygotowują się do niego przez cały tom, tworzą się układy, których nikt by się nie spodziewał, Kate ściąga sprzymierzeńców, skąd tylko się da, a nawet z jeszcze dalej. Lecz, gdy przychodzi kulminacyjny moment pojedynku ojca z córką, jego zakończenie nadchodzi zbyt szybko. Nie zabrakło dynamiki i opisu walki, ale według mnie poszło zbyt łatwo. Ale ja osobiście lubię jak jest drama, co może trochę wypaczać moje spojrzenie na tę scenę.

„Magia łączy” to satysfakcjonująca kontynuacja cyklu. Chciałabym napisać, że już nie mogę doczekać się finałowej, dziesiątej, części i w pewnym stopniu tak jest. Jednak mam świadomość, że będzie to już koniec i przyjdzie mi pożegnać się z ulubionymi bohaterami. A oni, jak i cała seria, trochę namieszali w moim prywatnym życiu, więc tym bardziej będzie mi smutno, kiedy nadejdzie ten moment. Mam nadzieję, iż będzie to godne zakończenie, które wyciśnie łzy zarówno żalu, jak i szczęścia. Oraz że wydawnictwo Fabryka Słów zdecyduje się wydać inne powieści osadzone w tym uniwersum.

Tytuł: Magia łączy
Autor: Andrews Ilona
Seria: Kate Daniels
Tom: 9
Liczba stron: 416
Wydawca: Fabryka Słów
Data premiery: 11.09. 2020
ISBN: 9788379644582

Zły Wilk

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

2 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najwyżej oceniane
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze

[…] miejsce to „Magia łączy” Ilony Andrews i powrót do post-przesunieciowej Atlanty. Cykl o Kate Daniels jest tym, po co sięgam […]

 

[…] niszczy (2019)8. Magic Shifts (2015) – Magia zmienia (2019)9. Magic Binds (2016) – Magia łączy (2020)10. Magic Triumphs (2018) – Magia triumfuje (2021)Opowiadania dodatkowe:0.5. A […]