„Płoń dla mnie” – Ilona Andrews – recenzja

Podoba się?

„Płoń dla mnie”„Płoń dla mnie” od skrywającego się pod pseudonimem Ilona Andrews duetu pisarskiego, to pierwszy tom cyklu „Ukryte dziedzictwo”. Powieść ukazała się nakładem wydawnictwa Fabryka Słów.

Fani urban fantasy mogli poznać twórczość Ilony Andrews dzięki wydanej w Polsce serii książek o przygodach Kate Daniels. Ale, po ponad dziesięciu latach na rodzimym rynku wydawniczym, pełna magii historia postprzesunięciowej Atlanty dobiegła końca. Nie znaczy to jednak, że już więcej nie spotkamy się z twórczością tej dwójki autorów.

W oryginale „Płoń dla mnie” ukazało się w 2014 roku, lecz mimo blisko dekady od premiery nie miałam jeszcze okazji przeczytać tej powieści. Nie z obaw o jakość, gdyż dochodzące do mnie opinie były całkiem pochlebne, ale z powodu zbyt krótkiej doby. Wiecie pewnie sami, jak to jest – tak wiele książek, tak mało czasu. Tak więc, gdy książka pojawiła się w zapowiedziach wydawnictwa, w końcu nadarzyła się okazja, by po nią sięgnąć. Zwłaszcza że Fabryka Słów, przy użyciu okładkowych grafik, podsyciła emocje związane z premierą.

Nevada Baylor ma dwadzieścia kilka lat, prowadzi rodzinną agencję detektywistyczną i zajmuje się sprawami, które dają duże prawdopodobieństwo skutecznego rozwiązania. Niestety, życiowe zawirowania sprawiły, iż jej firma podlega pod znacznie silniejszą spółkę, więc gdy dziewczyna dostaje od niej zlecenie, nie może odmówić. Inaczej straci wszystko, na co tak uparcie pracowała. Oczywiście zlecona jej sprawa należy do tych z kategorii „misja samobójcza”, a szansa na sukces jest mniejsza niż główna wygrana na loterii. Ale, kiedy na drodze Nevady staje Connor „Szalony” Rogan, wszystko się zmienia.

Ilona Andrews w „Płoń dla mnie” zabiera Czytelników do Houston niewiele różniącego się od tego ze współczesnego nam świata. Różnica polega na tym, że w wykreowanym przez nią uniwersum ludzie obdarzeni są mniejszą lub większą magiczną Mocą. A wszystko dzięki wynalezionemu przed ponad stu pięćdziesięcioma latami serum. Jak nie trudno się domyślić, ci hojniej obdarowani przez magię zdążyli stworzyć Rody, w których umiejętności kolejnych pokoleń są skrupulatnie dobierane poprzez odpowiednie połączenie genów. Bajecznie bogaci, wpływowi, stojący ponad prawem.

Nevada zaś, cóż, na wszystko, co ma, musiała zapracować własnymi siłami, a jej poziom mocy jest niewielki. A przynajmniej tak sądzi, ponieważ wydarzenia, w których zmuszona jest wziąć udział zaczynają weryfikować jej poglądy.

Panna Baylor jest bohaterką, którą lubi się już od pierwszej strony. Honorowa, oddana temu, co robi, nawet kosztem własnego zdrowia i bezpieczeństwa, dbająca o swoich najbliższych, potrafiąca się odgryźć i bez przerośniętego ego. Skonstruowana w naturalny sposób, dzięki któremu widzi się w niej żywą istotę, a nie papierową postać. Ilona Andrews dba, by, szczególnie żeńska część jej odbiorców, w czasie lektury powieści miała z kim się utożsamiać.

Natomiast Connor „Szalony” Rogan to Magnus (najwyższy stopień w hierarchii magicznych), obdarzony nieograniczoną mocą telekinezy. Jego niespotykane zdolności sprawiają, że boją się go wszyscy. Do tego głowa Rodu, z milionami dolarów na bankowych kontach. Zadufany w sobie, za nic mający życie i zdrowie innych. Przyjemniaczek, aczkolwiek pozory lubią mylić.

Przyznam, że czytając „Płoń dla mnie” nie mogłam powstrzymać się od porównań z serią o Kate Daniels. Zwłaszcza w kwestii głównych bohaterów. I tak, w moim odczuciu, relacja Nevada – Rogan bardzo mocno przypomina tę Kate – Curran z czasów początku ich znajomości. Co będzie później, zobaczymy. Ona samodzielna, potrafiąca dać sobie radę z problemami, szanująca siebie i innych niekoniecznie ma ochotę – przynajmniej oficjalnie – ulec dość końskim zalotom Rogana. On natomiast niezbyt przywykł, by ktoś mówił mu „nie”, a przyzwyczajenia oraz pozycja społeczna sprawiają, że lubi brać, co chce i kiedy chce. Poznanie młodej pani detektyw mocno wywraca jego świat.

Mimo tych podobieństw nie pokusiłabym się o stwierdzenie, że Ilona Andrews stworzyła postaciową kalkę. Widać podobieństwa, jednak świat i okoliczności, w jakich osadzono tę dwójkę, sprawiają, że ich wzajemne potyczki czyta się z satysfakcją.

Fabuła „Płoń dla mnie” jest bardzo dynamiczna. Już od pierwszych stron wydarzenia zapewniają dreszczyk emocji, a im dalej w las, tym więcej przygód. Jest magia, wybuchy i strzelaniny. Ale jest też humor, wzruszenia i igranie z namiętnością. Wszystko to łączą ciekawi bohaterowie i intrygujący wątek przewodni opowieści. Ten pisarski duet wie, co zrobić, aby Czytelnik nie mógł oderwać się od kolejnych stron powieści i również tym razem ukazuje swoje zdolności.

„Płoń dla mnie” to bardzo udany wstęp do, mam nadzieję, jeszcze ciekawszej kontynuacji. Wielbiciele urban fantasy nie powinni się zawieść. Szczególnie, jeśli dodatkowo lubią mocniej rozwinięty wątek romansowy. Książkę przeczytałam bardzo (za)szybko i żałuję, że teraz będę musiała czekać na kolejny tom. Oby tylko Fabryka Słów nie dręczyła fanów zbyt długo.

Tytuł oryginału: Burn for me (Hidden Legacy 1)
Tłumaczenie: Dominika Schimscheiner
Premiera: 22 kwietnia 2022
ISBN: 978-83-7964-739-2
Oprawa: miękka
Liczba stron: ok. 450

Zły Wilk

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze