Gra Endera – recenzja

Podoba się?

Od razu, na samym wstępie, uprzedzam uczciwie, że kocham Sagę Endera miłością ślepą i bezwarunkową. Zatem zapomnijcie, że będę obiektywna i surowa. Zapomnijcie o wytykaniu potknięć autora, czepianiu się, czy szukaniu dziury w całym. Zapomnijcie o jakiejkolwiek krytyce i złośliwościach. Zapomnijcie, zapomnijcie, zapomnijcie… Jedyne o czym trzeba Wam pamiętać to fakt, że MUSICIE przeczytać Grę Endera!

Dziś Card i seria jego książek o Enderze znajdują się na szczycie moich ukochanych, ale nie zawsze tak było. Moje uwielbienie do tego autora rodziło się w bólach, a to z racji tego, że jako młode dziewczę stroniłam od literatury. A już zwłaszcza od s-f. Moja przyjaciółka czytywała te książki z wypiekami na twarzy, co rusz próbując mi jakąś wetknąć, ale ja, głupia oślica, uparcie się broniłam. Odkupić grzechy młodości przyszło mi dość niedawno, kiedy to w pracy, wykładając towar na póki, między innymi książkami znalazłam wznowienie Gry Endera. Pamiętna obsesji przyjaciółki na punkcie tej książki (i kolejnych z serii) wreszcie dojrzałam do tego, żeby do niej zajrzeć. I z miejsca się w niej zakochałam.

Fabuła książki traktuje o losach Ziemian trzykrotnie napadniętych przez najeźdźców z kosmosu. Ziemi z najwyższym trudem udało się odeprzeć dwie inwazje insektoidalnych przybyszów. Robale, jak na najeźdźców przystało, miały ambitny plan podboju i skolonizowania Błękitnej Planety. Za pierwszym razem ludziom obrona poszła łatwo, obcy przybyli z misją wywiadowczą, nie spodziewali się wściekłego oporu mieszkańców upatrzonego świata. Za drugim razem, za sprawą trwających lata podróży w kosmosie, ludzkość miała czas by się przygotować, ale i tak wygrała właściwie cudem, tylko dzięki geniuszowi dowódcy ziemskiej armady – Mazerowi Rackhamowi. Podczas trzeciej wojny z kosmicznym wrogiem, ludzie zjednoczyli wszystkie kraje pod rządami Hegemona, Polemarchy i Strategosa. Wiedzieli, że miną dziesiątki lat nim wrogie statki dotrą do celu. Ten czas nowy rząd zjednoczonej Ziemi postanowił poświęcić na odszukanie militarnego geniusza, na miarę Rackhama, który będzie dowodził obroną ludzkości w decydującym starciu…

Główny bohater, młody Andrew Wiggin, nazywany przez siostrę Enderem (z ang.: kończący), nieświadom konsekwencji, stał się częścią rządowego projektu. Ender, najmłodszy z trójki rodzeństwa, miał być odpowiedzią na oczekiwania wojska względem rodziny Wigginów. W niedalekiej przyszłości, w której rozgrywa się akcja Gry, szanująca się rodzina nie ma prawa posiadać więcej niż dwójki dzieci, inaczej czekają ją sankcje rządowe. W przypadku małego Andrew zgodzono się na wyjątek, gdyż zarówno jego brat – Peter, jak i siostra – Valentine, posiadali potencjał, na który tak czekała Międzygwiezdna Flota. Oboje jednak mieli niedobrany do tych cech charakter. Peter był zbyt agresywny i gwałtowny, Valentine zbyt łagodna i układna. Dowództwo MF liczyło, że trzecie dziecko stanie się sumą swojego rodzeństwa i przyczyni się do realizacji rządowych planów. A plany miały na celu ocalenie Ziemi i złożenie jej losów na ręce dzieci-geniuszy, które miała wyłonić, spośród setek kandydatów, Szkoła Bojowa. Andrew ku rozpaczy siostry i wściekłości brata, stał się jednym z uczniów tej niecodziennej placówki…

Zdaję sobie sprawę, że fabuła na pierwszy rzut oka wydaje się dość znana i oklepana. Robale – najeźdźcy z kosmosu, świat zjednoczony w obliczu wspólnego wroga, szukanie wybawcy wśród prostego ludu… To już grali i w kinie, i na organach, a pisało o tym tylu, że do końca życia człowiek nie zliczyłby. Osobiście lubię takie historie, nie to żeby mnie zajmowały jakoś szczególnie, ale to dla mnie łatwa, lekka i przyjemna rozrywka. No i pod tym względem szybko i dość boleśnie “wyłożyłam się” na Grze Endera.
Przede wszystkim wyłożyłam się na samym Enderze jako bohaterze. Poczyniłam co do niego pewne założenia, które okazały się wręcz obrazoburcze i krzywdzące, zarówno dla autora, jak i młodego Wiggina. Przyznam się, że od pewnego czasu cierpię na syndrom “nienawidzę głównego bohatera”. W zasadzie, niezależnie od typu powieści, postacie wiodące są jakby zerżnięte z jednego szablonu, a ich poczynania są tak irytująco nielogiczne, że aż wołają o pomstę do nieba. Człowiek to czyta i ma ochotę rzucić książką w ścianę, bo główny bohater znowu sam sobie utrudnił życie. I to w najbardziej idiotyczny z możliwych sposobów. Ender tego nie robi. Ten dzieciak jest tak inteligentny, jak się o nim mówi i zwyczajnie nie utrudnia sobie życia. A nawet jeśli ma akurat depresję, czy załamanie nerwowe (co w sumie zdarza mu się dość często – nie zapominajmy, że to tylko dziecko poddane wielkiej presji), dalej potrafi działać logicznie. Z jednej strony jest nieludzko precyzyjny, twardy i nieustępliwy, z drugiej zaskakuje jego wszechstronna wrażliwość i umiejętność zwykłego rozumienia. W urzekający sposób rozkłada na czynniki pierwsze dusze zarówno swoich sprzymierzeńców, jak i oponentów. Potrafi im szczerze współczuć, dostrzegać w nich zarówno dobro, jak i ukryte zło, a mimo to kochać ich takimi, jakimi są. Ta wrodzona wnikliwość i geniusz u bardzo młodego dziecka nie budzi u mnie sprzeciwu. Mogłoby się wydawać, że ledwie sześcioletni chłopiec, który tak wiele widzi i rozumie, powinien zostać odrzucony przez czytelnika jako niewiarygodny. W moim przypadku tak się nie stało, gdyż ja przede wszystkim pokochałam tego bohatera. Pokochałam tę kreację, jego styl bycia, zostałam zwyczajnie urzeczona i cały mój obiektywizm przepadł z kretesem.

Card umie oczarować czytelnika i to bez kwiecistego stylu pisania, czy porywających scen akcji. Moje zaufanie i bezgraniczne oddanie zyskał sobie tym, że konsekwentnie, krok po kroku, kreuje swoich bohaterów, nie oglądając się na utarte schematy, czy panującą modę. On wie, od samego początku, co i jak chce przekazać. Dąży do tego zagłębiając się nie tylko w uczucia jednostki, ale starając się odwzorować zachowania społeczeństwa na tle etnicznym. To opowieść przede wszystkim o ludziach. I o człowieczeństwie. Świat przyszłości nie różni się jakoś drastycznie od naszego. Owszem, poznano dwa nowe gatunki zamieszkujące kosmos, co w konsekwencji pozwoliło skolonizować inne planety, ale Card nie przytłacza czytelnika żadną wymyślną techniką i Bóg wie jakimi bajerami. Jest to tylko tło opowieści, stworzone po to, aby dodać trochę czaru, ale przede wszystkim, żeby móc postawić młodego człowieka w nowej, ekstremalnej i nietypowej sytuacji.

Uważam Grę Endera i kolejną książkę z serii – Mówcę Umarłych – za powieści uniwersalne i ponadczasowe. Opowiadają o dziecku odartym z dzieciństwa, napiętnowanym za coś, co robił, nie mając o tym nawet pojęcia. O jego pragnieniu normalności i braku poczucia bliskości. O izolacji, o samotności, o tym, że nie potrafi, a jednak radzi sobie sam. I wreszcie o tym, kto ma prawo decydować, co jest dobre, a co złe. Są to wątki dość znane, niektórzy powiedzą, że oklepane i nie wnoszące nic nowego. Jednak Card umiejętnie pokazuje ludzkie emocje i małe dramaty, które nagle urastają do rangi wielkich problemów. Z wyczuciem manipuluje czytelnikiem tak, aby nawiązał więź z bohaterem. Uważam, że każdy niezależnie od tego, jaki gatunek literacki preferuje, powinien przeczytać „Grę Endera”.

Gorąco polecam. Polecam “bardziej” i polecam “lepiej” niż wszystkie inne książki, które doczekały się miana moich ulubionych. To niemal obowiązkowa pozycja, nie tylko dla fanów gatunku. Niezależnie od płci, czy przekonań religijno-politycznych. Uwiercie mi na słowo, że trzeba Wam sięgnąć po tę książkę. Ender to jeden z lepszych i ciekawszych bohaterów literackich z jakimi się zetknęłam. A Card jest naprawdę świetnym autorem, dobrym pisarzem i profesjonalistą w swym fachu. Potrafi zaczarować, potrafi stworzyć świat jednocześnie obcy i nierealny, a przy tym brutalnie rzeczywisty, namacalny, dający się pojąć pomimo swojej niezwykłości. Ten autor, to nazwisko na książce, to gwarancja jakości. U mnie zajmuje szczyt podium.

 Moja ocena: 10/10

Podyskutuj o książce na forum!

Tytuł: Gra Endera (Ender’s Game)
Cykl: Saga Endera
Tom: 1
Autor: Orson Scott Card
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Wydawca: Prószyński i S-ka
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 20 października 2009
Liczba stron: 336
Oprawa: miękka
Wymiary: 142 x 202 mm
Cena: 29,90 zł

W sieci znana też jako Koralina Jones. Redaktor naczelna Gavran.pl, główny administrator Forum Gavran ( http://forum.fan-dom.pl ), administruje także Thornem - oficjalną stroną Anety Jadowskiej ( http://anetajadowska.fan-dom.pl ). Współzałożycielka Grupy Fan-dom.pl . W wolnych chwilach recenzentka i blogerka.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

4 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najwyżej oceniane
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Andzia

Zachęciła mnie ta recenzja i dzisiaj udało mi się zdobyć w bibliotece "Gra Edgara".

 
Kometa

Bardzo mnie to cieszy :) Życzę miłej lektury!

 
Anne

Od siebie dodam, że książka jest fenomenalna praktycznie sama się czyta i dawała mi od siebie odejść nawet na trochę.

Serdecznie polecam.

 
Jiwana

A ja jestem tą męczącą przyjaciółką z recenzji;) Nawet nie wiesz jak się cieszę, że Ci się spodobała ta książka i mój ulubiony autor. Kolejna nić łącząca nasze wyobraźnie;)