Robokalipsa – recenzja

Podoba się?

Do lektury Robokalipsy siadałam z bardzo mieszanymi uczuciami. Z jednej strony byłam pełna nadziei na akcję rodem z Terminatorów – filmów mojego dzieciństwa, otaczanych przeze mnie nabożną czcią po dziś dzień. Z drugiej równie pełna obaw, bo cóż nowego można spłodzić w temacie “bunt maszyn”? Czym może zaskoczyć odbiorcę wątek tak klasyczny, maglowany w tę i z powrotem od dwóch dekad z okładem? Post-apokaliptyczna wizja świata i sztuczna inteligencja zyskująca świadomość… Czyż kolejne próby wskrzeszenia Terminatorów nie były porażką? Czy Matrix ostatecznie nie stoczył się na samo dno? Ileż w kółko można przerabiać motyw wrogich komputerów (ewentualnie równie wrogich najeźdźców z kosmosu), które swoją inwazją mają zjednoczyć ludzkość we wspólnej walce o przetrwanie? Ja się grzecznie pytam, co nowego do zaoferowania ma pan Wilson w Robokalipsie?

Okazuje się, że w gruncie rzeczy niewiele. I że w gruncie rzeczy wcale mi to nie przeszkadza.

Już śpieszę z wyjaśnieniami. Zadałam sobie pytanie: dlaczego ja właściwie nie lubię nowych, bajeranckich produkcji o złych robotach? “Bajeranckie” to słowo-klucz. Filmy mają dużo efektów specjalnych, a mało treści, zaś literatura lubi się prześcigać w opisach wymyślnej broni i krwawych scen akcji, gdzie goni się od zdarzenia do zdarzenia, pozostawiając niewiele miejsca dla bohaterów czy wynurzeń około-egzystencjalnych.

No dobrze, teraz to ja przekombinowałam. Zapomnijcie o “wynurzeniach około-egzystencjalnych”. :)

Nie zrozumcie mnie źle – ja bardzo lubię wartką akcję i mocne, krwawe sceny. Tylko niech to ma jakiś sens. Równie mocno jak lubię akcję, lubię także, kiedy mam do czynienia z ludźmi, z ich emocjami, ich dramatami. I tutaj Daniel Wilson odnalazł zdrową równowagę. Zaserwował wszystko co dobre z tego gatunku, a i z kilku innych coś po szczypcie dorzucił.

Akcja książki rozpoczyna się w momencie, gdy jest już właściwie po wszystkim. Cormac Wallace – nasz przewodnik po świecie Robokalipsy – podkreśla to dosyć wyraźnie już na pierwszych stronach powieści. Wojna z robotami się skończyła. Pozamiatane. No to o czym tu, do diabła, dalej czytać? Otóż drogi czytelniku poczytasz sobie trochę o ludziach, którzy przeszli przez wojenne piekło, gdyż Cormac i jego oddział odnajdują w pozostałościach po swoim komputerowym wrogu zapis całej nowej wojny. Jej kroniki. Gdzie maszyna wskazuje ludzi, których wedle swych osądów uznaje za bohaterów…

Cormac, odczytując pamięć Archosa, sztucznej inteligencji, która wypowiedziała ludziom posłuszeństwo, relacjonuje nam zarówno własne przejścia podczas starć z maszynami, jak innych ludzi, którzy w nowej wojnie odegrali kluczowe role. Tak naprawdę losy wszystkich wymienionych postaci gdzieś się krzyżują, są ze sobą powiązani bezpośrednio lub metaforycznie, ale zaskakujące jest w tym wszystkim to, że to właśnie elektroniczna jaźń dostrzegła ich bohaterstwo. I choć tak okropnie okaleczyła ich ciała i dusze, to jednak na swój pokrętny sposób ich szanowała i uczciła ich pamięć.

Książkę czyta się naprawdę dobrze i szybko, autor utrzymuje ją w klimacie thrillera, umiejętnie budując napięcie i uczucie niepokoju. Ale nie chodzi mu o to, aby czytelnika straszyć. Raczej zaraża nas emocjami swoich postaci, daje nam ich trwogę, niepewność i gniew. Realistycznie ukazuje rozwój wypadków, nie szczędząc brutalnych scen, ale także starając się przedstawić nam osoby tego dramatu. To szeroki wachlarz osobowości, gdzie każda z nich ma coś do pokazania i podarowuje nam jakąś cząstkę siebie. Mam wrażenie, że nie sposób ich nie polubić. Nawet jeśli są tak różni od siebie, to nie zapominajmy, że maszyna wyróżniła ich jako Bohaterów. I wedle mojego osądu – wyróżniła ich słusznie.

Robokalipsę można by z marszu przypisać do klasyki gatunku – posiada wszystkie czynniki dobrze poprowadzonej opowieści o buncie maszyn, czerpie ze źródła to co najlepsze, odrzucając próby powielenia miałkiego hollywoodzkiego schematu. Autor z klasą i wyczuciem podaje nam historię o wojnie przyszłości, daje nam zarówno trzymającą w napięciu wartką akcje, jak i ludzkie dramaty. Uważam, że to obowiązkowa pozycja dla fanów robotów, ale też wielbiciele thrillerów i sensacji znajdą coś dla siebie. Mnie pozostaje tylko napisać: Panie Wilson – dobra ROBOTa ;)

Moja ocena:  8/10

 

Bardzo dziękujemy wydawnictwu Znak za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

 

Tytuł: Robokalipsa (Robopocalypse)
Autor: Daniel H. Wilson
Tłumaczenie: Rafał Śmietana
Wydawca: Znak
Miejsce wydania: Kraków
Data wydania: 19 września 2011
Liczba stron: 408
Oprawa: miękka
Wymiary: 144×205 mm

W sieci znana też jako Koralina Jones. Redaktor naczelna Gavran.pl, główny administrator Forum Gavran ( http://forum.fan-dom.pl ), administruje także Thornem - oficjalną stroną Anety Jadowskiej ( http://anetajadowska.fan-dom.pl ). Współzałożycielka Grupy Fan-dom.pl . W wolnych chwilach recenzentka i blogerka.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze Najwyżej oceniane
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
trackback

[…] się świetnym warsztatem i namacalnym klimatem opowiadań, jak na przykład […] Robokalipsa – recenzjaDo lektury Robokalipsy siadałam z bardzo mieszanymi uczuciami. Z jednej strony byłam pełna […]