Recenzja: “Czarodziejka z ulicy Reymonta” – Magdalena Kubasiewicz

Podoba się?

Recenzja: “Czarodziejka z ulicy Reymonta” - Magdalena Kubasiewicz“Czarodziejka z ulicy Reymonta” autorstwa Magdaleny Kubasiewicz to powrót do świata Polanii i żyjących w nim magicznych. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa SQN.

Uniwersum Polanii mogliśmy już poznać w cyklu “Królewska wiedźma” opowiadającym o Sarze Weronice “Sanice” Sokolskiej. Zostawił on w mojej pamięci dobre wrażenie, tak więc z ochotą sięgnęłam po nową powieść autorki osadzoną w magicznym Krakowie. Co prawda wspomniana Pierwsza Czarownica nie pojawia się na kartach książki nawet w najmniejszym cameo, ale stery historii przejmuje inna adeptka czarów – Natasza “Lady” Ladowska.

“Czarodziejka z ulicy Reymonta” to tak naprawdę trzy teksty: “Odłamki szkła”, “Odbicia w odbiciach” oraz “Życzenie czarodziejki”. Wszystkie są ze sobą powiązane w luźny sposób, aczkolwiek wydarzenia zawsze skupiają się wokół grupki przyjaciół.

W “Odłamkach szkła” Lady jest studentką Wydziału Magicznego Uniwersytetu Jagiellońskiego i w chwili, gdy ją poznajemy, ku swojej rozpaczy, trafiła na obóz badawczy w Sławieńczy, zapadłej dziurze pośrodku niczego, gdzie nie spodziewa się niczego innego, jak złapania kataru od ciągłego deszczu i błota. A gdyby nie dobre oceny, mogłaby obserwować syreny w Bałtyku, jak studenci z innej grupy. Szybko jednak okazuje się, że ponura wioska skrywa w sobie więcej mrocznych sekretów, niż ktokolwiek by się spodziewał, a życie wszystkich obecnych znajduje się w niebezpieczeństwie.

“Odbicia w odbiciach” są tekstem, w którym, przynajmniej na pewien czas, główne skrzypce przejmuje Dobromir Czartoryski, uczelniany kolega Lady. Nieoczekiwanie odziedziczony po pradziadku spadek niemal ekspresowo przysparza 22-letniemu czarownikowi nie lada problemów. Szczególnie, gdy wyciągnięte z rodowej biblioteczki zaklęcie okazuje się mieć nietypowe efekty uboczne. Lady i jej przyjaciółka Agniesia muszą ratować chłopaka przed konsekwencjami nierozważnych poczynań.

W opowiadaniu “Życzenie czarodziejki” Lady ukończyła już naukę na uniwersytecie, jednak, by móc odebrać dyplom, zobowiązana jest odbyć kilkumiesięczne praktyki. Początkowo wraz z Agniesią postanowiła spędzić ten czas w znanej firmie jubilerskiej specjalizującej się w tworzeniu amuletów. Jednak propozycja prorektora sprawia, iż młoda kobieta ląduje w Chęcinach, w domu artefaktomistrza Hieronima Rakowieckiego. Lecz nieprzystępny starszy pan oraz zadania, które wyznacza Nataszy, szybko ją zniechęcają, a nadzieja zdobycia nowej wiedzy pod okiem mistrza coraz bardziej się oddala. Podejrzenia Lady wzbudza też fakt odwiecznego konfliktu pomiędzy Rakowieckim a lokalnym sabatem, przez co młoda adeptka magii szybko daje wplątać się w rozgrywki o władzę, a strona, po której staje, ma równie wiele mrocznych sekretów, co opiekun jej praktyk.

Magdalena Kubasiewicz przyzwyczaiła mnie już do tego, iż w jej powieściach jest więcej tajemnic i niedopowiedzeń niż w twórczości innych znanych mi osób zajmujących się pisarstwem. “Czarodziejka z Reymonta” zupełnie mnie pod tym względem nie zaskoczyła i wręcz byłabym bardzo zdziwiona, gdyby autorka wszystko podała Czytelnikom na tacy. Czasem może to być lekko irytujące, szczególnie kiedy niektórzy bohaterowie zostają porzuceni, jakby nigdy nie istnieli, ale jednocześnie napędza do przewracania kolejnych strony, by sprawdzić, czy poznamy wreszcie odpowiedzi na dręczące nas pytania.

Główna bohaterka powieści “Czarodziejka z ulicy Reymonta” to osoba, całkiem sympatyczna, którą da się lubić. Nie wiemy zbyt wiele o jej przeszłości prócz tego, że wydarzyło się w niej coś, czego efekty Lady skrywa przed światem pod magiczną iluzją. Niestety, autorka nie wyjaśnia Czytelnikom, cóż takiego zaszło, lecz mam nadzieję, że kiedyś poznamy odpowiedź. Muszę też z przykrością stwierdzić, że dostrzegam pewną schematyczność w tym, jak Kubasiewicz tworzy swoje główne bohaterki – po raz kolejny jest to dziewczyna z nieujawnioną, zapewne mroczną przeszłością, która nie miała w życiu lekko, spotkało ją nieszczęście i wiele musiała poświęcić, by znaleźć się w tym miejscu swojego życia, w jakim jest teraz. Na szczęście jest też między nimi wiele różnic, dzięki czemu nie zlewają się w jedną postać.

Od zawsze nie ufam lustrom – zbyt wiele obejrzanych w dzieciństwie horrorów i wysłuchanych strasznych opowieści (uroki posiadania sporo starszego rodzeństwa i kuzynostwa), by spokojnie przechodzić obok tych niegdyś pokrytych srebrem kawałków szkła. Magdalena Kubasiewicz tylko umocniła mnie  w tym przekonaniu. W większości  stworzonych przez nią na potrzeby “Czarodziejki z ulicy Reymonta” historii szklane tafle odgrywają znaczącą rolę i są sprawcami kłopotów. Nigdy nie ma pewności, co czyha po drugiej stronie, patrzy na nas i jakie ma zamiary.

Tym, co najbardziej lubię w powieściach fantasy autorstwa Magdaleny Kubasiewicz jest fakt, iż nigdy nie jest słodko i infantylnie. Bohaterowie muszą zmagać się z problemami – zwykłymi codziennymi, jak również tymi magicznymi. “Czarodziejka z ulicy Reymonta” także ma w sobie ten element, który, w moim odczuciu, nadaje jej wiarygodności i prawdziwości. Jednocześnie całość czyta się lekko i szybko, nie brakuje emocji, ale też luźniejszych momentów pozwalających Czytelnikowi złapać oddech.

“Czarodziejka z ulicy Reymonta” jest ciekawą pozycją wartą uwagi. Pokazuje świat Polanii z innej perspektywy, niż miało to miejsce w historii królewskiej wiedźmy. Młodsi bohaterowie, inne życiowe problemy. Jak już pisałam, mam nadzieję, że jeszcze kiedyś spotkamy Lady i paczkę jej przyjaciół. Ten magiczny świat daje bowiem wiele możliwości na rozwinięcie, a Natasza dopiero rozpoczyna swoją zawodową karierę i niejedno wyzwanie przed nią.

Zły Wilk

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze