Recenzja: „Zawsze coś” – Marta Kisiel

Podoba się?

„Zawsze coś” - Marta Kisiel„Zawsze coś” spod pióra Marty Kisiel to trzeci tom perypetii Tereski Trawnej, księgowej z talentem do wplątywania się w kryminalne afery. Za książkę odpowiada Wydawnictwo Mięta.

Grudzień, tuż przed świętami. Tereska wraz z Maciejką jadą na urodziny Babuni. To jedna z nielicznych osób z rodziny, z jaką Trawna utrzymuje kontakt, przynajmniej telefoniczny. Tego bezpośredniego woli unikać, gdyż wszystko ma swoje granice. Na miejscu okazuje się jednak, że solenizantka wprowadziła diametralną zmianę w planie imprezy, a to dopiero początek niespodzianek, które czekają na fankę kasztanków i członków jej familii. Dalej jest już tylko trup, lepienie pierożków, sernik z Bigosem, Bigos z sernikiem i rodzinna tajemnica sprzed wielu, wielu lat.

Z utęsknieniem czekałam na „Zawsze coś”. Komedie kryminalne Marty Kisiel okazały się równie dobre, co jej twórczość fantastyczna, a mnie, wychowaną na książkach Joanny Chmielewskiej, nie tak łatwo zadowolić. Ale Ałtorka wie, jak usatysfakcjonować Czytelnika i sprawić, by od śmiechu rozbolał go brzuch.

Co prawda za oknem mamy już z lato, ale „Zawsze coś” zabiera nas w chłód grudniowych śniegów i rozgrzewających duszę kolęd. Tereska, jak to często w życiu bywa, wypowiedziała życzenie w momencie, w którym bóstwa wszelakie rzeczywiście słuchały i postanowiły przychylić się do prośby. Co prawda ich wizja „w tym roku święta chcę spędzić inaczej” niekoniecznie pokrywała się z tą księgowej, ale w myśl końsko-dentystycznego porzekadła i znając złośliwość siły niższej, mogło być gorzej.

Choć tym razem wśród bohaterów zabrakło Miry i Zoi, to pozostała część tereskowej familii wraz z przynależnościami niezawodnie nadrabia tę niedoskonałość. Zwłaszcza że przez niezbyt sprzyjające warunki atmosferyczne zamknięci są w starym, rodzinnym domiszczu, a to samo z siebie daje wiele fabularnych możliwości. Z których Marta Kisiel skrupulatnie korzysta, chwile powagi przeplatając sporymi porcjami śmiechu.

Oprócz wątku kryminalnego „Zawsze coś” ma w sobie powiązany z nią element skrywanej tajemnicy sprzed lat, która, kiedy już wyjrzy na światło dzienne, gwałtownie zmienia życie związanych z nią osób. Ta część historii bardzo przypadła mi do gustu, gdyż zawsze lubiłam takie domowe sekreciki, buszowanie po strychach i  przeglądanie starych zdjęć. Często nawet nie zdajemy sobie sprawy, ile zagadek skrywa nasze drzewo genealogiczne.

„Zawsze coś” to oczywiście lekki styl i język, w którym nie brakuje wspomnianego już humoru i zabawy słowem. Marta Kisiel już dawno udowodniła swoim Czytelnikom, że umie w literki i jej najnowsza powieść nie jest pod tym względem wyjątkiem. Powieść czyta się błyskawicznie a zawarta w niej historia bawi, a także wzrusza. W połączeniu z ciekawymi i pełnymi wyrazu postaciami dostajemy do ręki (bądź ucha, jeśli ktoś woli wersję audio) udaną lekturę, która powinna zadowolić zarówno fanów samej Tereski, jak i ogólnie komedii kryminalnych.

„Zawsze coś” zabrało mnie w przyjemną – mimo trupa – zimową podróż, której nie żałuję, a wręcz mam nadzieję, że nie trzeba będzie czekać zbyt długo na kolejne perypetie Tereski Trawnej i jej bliskich. Co prawda takie nagłe zagęszczenie zbrodni wokół wspomnianej mogłoby się niektórym wydać podejrzane, ale cóż, z losem się nie dyskutuje.

Okładka: miękka ze skrzydełkami
Format: 135×202 mm
Wydanie: pierwsze
Cena okładkowa: 47,99 zł
ISBN: 978-83-67690-04-1
Liczba stron: 368
Projekt okładki/Ilustrator: White Doe

Zły Wilk

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze